Niebawem skończy się rok, obfitujący w jakże miłe dla mnie zdarzenia.
Przed nami Święta Bożego Narodzenia, dni tak głęboko osadzone w naszej tradycji, że obchodzą je niemal wszyscy, niezależnie od wyznawanego światopoglądu.
Dla jednych jest to czas uniesień religijnych, dla innych po prostu czas radości i nadziei.
Życzę wszystkim, by Święta były piękne i pełne wesela, a Nowy Rok pozwolił na spełnienie marzeń.
Strony
- Strona główna
- Uśpione królowe (Cień Sprzedawcy Snów)
- Cynamonowe dziewczyny
- Otulone ciemnością
- Wilcze kobiety
- Popielate laleczki
- Jak kamień w wodę
- Światełko w tunelu
- Mam chusteczkę haftowaną
- Wieści z pisarskiego frontu
- Replikowe wzmianki
- Moje opinie o książkach
- Co szeleści w stronach
- Polityka prywatności
środa, 23 grudnia 2015
środa, 2 grudnia 2015
Dziewczyna z pociągu - Paula Hawkins
Dziewczyna z pociągu
Autor: Paula HawkinsWydawnictwo: Świat książki
Rok wydania: 2015
Miało być tak dobrze, a wyszło jak zawsze. Tak już mam, że gdy wszyscy
wkoło huczą o niemalże objawieniu, dla mnie dzieło okazuje się zaledwie
poprawne, a czasami wręcz niestrawne.
Tak też było z "Dziewczyną z pociągu".
Wprawdzie zaliczam się do
nielicznej grupy czytelników, którzy Kinga nie lubią, ale potrafię
docenić jego pisarski kunszt. Toteż oczekiwałam, że rekomendowana przez
niego książka, jeśli już nie rzuci mnie na kolana, to przynajmniej
zainteresuje.
Tymczasem "Dziewczyna z pociągu" wywołała u mnie jedynie znużenie i irytację.
Tymczasem "Dziewczyna z pociągu" wywołała u mnie jedynie znużenie i irytację.
Nie przekonała mnie do siebie ani główna bohaterka (niezbyt wiarygodnie zarysowana, w dodatku wzbudzająca niechęć), ani postać sprawcy (opisana tak stereotypowo, jakby autorce zabrakło pomysłu na stworzenie "własnego" zabójcy).
Akcja wlokła się jak pociąg relacji Bielsko - Żywiec, co w
połączeniu z faktem, że w zasadzie od początku można domyślić się, kto
jest sprawcą, sprawiło, że lektura była męczarnią.
To, że doczytałam do
końca, uważam za wielkie osiągnięcie. Nie polecam.
wtorek, 1 grudnia 2015
Arlin - Adrian Atamańczuk
Arlin
Autor: Adrian Atamańczuk
Wydawnictwo: wydano nakładem autora
Wczoraj skończyłam czytać
powieść Adriana Atamańczuka „Arlin”, a ponieważ dopadła mnie
kolejna bezsenna noc, spędziłam ją na zastanawianiu się, co
powinnam napisać.
Nie wiem, czy powinnam pisać
cokolwiek. Nie wiem, czy podołam zadaniu, oceniając kogoś, kto
pisze tak, jak ja nigdy nie zdołam, kto obłaskawia słowa,
sprawiając, że posłusznie przybierają żądany kształt.
Mimo wszystko spróbuję wyrzucić
z siebie choć trochę emocji, nagromadzonych w trakcie
lektury.
„Arlin” składa się z dwóch
opowiadań. Pierwsze, noszące tytuł „Książę Cienia” jest
czymś w rodzaju wstępu, wprowadzenia w obcy, pełen magii świat.
Zawieramy w nim znajomość z tytułową Arlin, małą dziewczynką
wywodzącą się z niezamożnej, niewiele znaczącej rodziny. I
właśnie to dziecko, jako jedyne z całego miasta, ma odwagę
sprzeciwić się nieludzkiemu prawu i jego strażnikom. Pełna
współczucia dla uwięzionej czarodziejki, uwalnia piękną
Szeramis, za co w nagrodę dostaje pierścień. Nie jest zbyt piękny
ten darowany klejnot, właściwie to nawet dość paskudny, za to
posiada magiczną moc.
Wiele lat później Arlin właśnie dzięki niemu
wymyka się prześladowcom i trafia do innego świata, gdzie
ponownie spotyka Szeramis. Tam też poznaje mężczyznę, który w
przyszłości stanie się jedyną nadzieją uciemiężonego świata.
To Książę Cienia.
Druga część, czyli „Płomień
i mrok” różni się zdecydowanie tempem akcji. W pierwszej części
Adrian snuł swą opowieść leniwie, z wolna wprowadzając nas w
wykreowany przez siebie świat. W drugiej natomiast dramat goni
dramat, bitwa bitwę, a wszystko to opisane jest tak realistycznie, tak
plastycznie, że niemal słyszymy szczęk broni, czujemy mdlący
zapach krwi i widzimy padające ciała.
Myliłby się ten, kto sądziłby,
że „Płomień i mrok” to tylko walka z najeźdźcą. To także
obraz codziennego życia, a więc jest tutaj miłość, przyjaźń,
zazdrość i niesnaski. I przede wszystkim jest Arlin, bohaterka
nietuzinkowa.
Nie jest ani cudownie piękna,
ani cudownie mądrą. W gruncie rzeczy opis jej przymiotów został
zredukowany do minimum, bo nie to jest w tej postaci najważniejsze.
Arlin jest zwyczajną kobietą. Kochającą żoną, pragnącą żyć
w spokoju z wybranym mężczyzną. Skoro jednak staje się to
niemożliwe, bez słowa skargi staje do walki o swą ojczyznę, a tym
samym o swoje przyszłe szczęście. Nie posiada nadnaturalnych mocy,
nie jest mistrzynią we władaniu bronią. Jedyne, co odróżnia ją
od tysięcy podobnych kobiet, to upór w dążeniu do celu, choćby
kosztem własnego życia. Tym celem jest wolna ojczyzna, bez buta
bezlitośnie gniotącego karki opornych.
Chyba dlatego ta postać jest mi
tak bliska. Bo jest cudownie zwyczajna, a jednocześnie cudownie
niezwykła.
Można by powiedzieć, że
„Arlin” to jedna z wielu książek fantasy. Ale jakie to fantasy! Wiele straci ten, kto nie
odwiedzi świata stworzonego przez Adriana Atamańczuka i nie spotka
się z Arlin.
niedziela, 22 listopada 2015
Cynamonowe dziewczyny
Powieść kryminalno-obyczajowa "Cynamonowe dziewczyny" jest drugą częścią wiślańskiego cyklu.
Oto co cię czeka, jeśli sięgniesz po tę książkę.
Czytając ją, zawędrujesz w wiślańskie lasy, do polany u podnóża Baraniej Góry. To głównie tam rozgrywa się wyścig z czasem, którego celem jest ujęcie zabójcy. Spotkasz tam Petrę i Konrada, bohaterów "Cienia sprzedawcy Snów", i dowiesz się, jak potoczyły się ich dalsze losy.
Odwiedzisz również Bielsko-Białą, by na jednym z komisariatów obserwować Daniela "Wolverine" Laszczaka podczas pracy.
Weźmiesz udział w nietypowym włamaniu, będziesz razem z zabójcą planować kolejne kroki i wraz z policjantami snuć przypuszczenia, co ma oznaczać róża bez kolców.
Premiera przewidziana jest na styczeń 2016.
Dziękuję Wydawnictwu Replika za niesamowite tempo i cudowną współpracę.
Można już dodawać do "Chcę przeczytać" na LC.
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/275060/cynamonowe-dziewczyny
czwartek, 12 listopada 2015
Cynamonowe dziewczyny
Z przyjemnością informuję, że powieść ta niebawem ukaże się w sprzedaży pod tytułem "Cynamonowe dziewczyny".
Zapraszam na stronę zapowiedzi Wydawnictwa Replika http://www.replika.eu/index.php?k=ksi&s=zap&id=595
środa, 4 listopada 2015
Czarny kot
Czarny
kot zastygł w bezruchu na środku jezdni. Wstrząsnął się, zjeżył
sierść, zadarł ogon, potem kilkoma susami dopadł pobocza. Andrzej
drżącą dłonią wrzucił wsteczny bieg i niebieski opel kadett z
brzękiem oderwał się od latarni.
–
Rozpieprzyłeś Błękitną Strzałę?! – Elka
spojrzała ze współczuciem na kolegę.
–
Wszystko przez czarnego kota! Sukinsyn wbiegł mi przed
maskę, automatycznie przyhamowałem, no i zniosło mnie na latarnię.
Ślisko było. – Andrzej uderzył pięścią w ścianę zakładowego
kiosku.
–
Czego tam! – Z wnętrza doszedł ich rozeźlony
kobiecy głos. – Jeszcze nie ma dziewiątej, ciepłe dopiero
dowiozą!
Ciepły
posiłek powinien być dostarczany na tyle wcześnie, by o dziewiątej
kioskarka mogła rozpocząć sprzedaż, ale zawsze docierał do
zakładu znacznie później, co nieodmiennie wywoływało irytację
głodnych pracowników. Przekleństwa i walenie pięściami w ścianę
nie były tu niczym niezwykłym.
–
Kot nie może być sukinsynem. To kocinsyn –
zawyrokowała Elka. – Nie, że ślisko było, tylko znowu jechałeś
po pijaku – wytknęła bezlitośnie.
–
Zaraz tam po pijaku, ledwo litra we trzech obróciliśmy!
A przez tego czarnego zasrańca same nieszczęścia. Musiałem na
bazie postawić trzy Vistule, żeby mi to po cichu wyklepali, a żona
się obraziła, bo miałem ją zawieźć do Łeby. W dodatku
zapomniałem o kiełbasie w bagażniku i mi zeżarli.
Ela
chciała pocieszyć kolegę, lecz nim zdążyła się odezwać, obok
nich przystanął sekretarz POP.
–
Dzień dobry. Można wiedzieć, czemu nie był pan na
ostatnim zebraniu partyjnym?
–
Gdybym wiedział, że to ostatnie, tobym z całą
rodziną przyszedł – odpalił Andrzej słowami starego dowcipu. W
kolejce rozległy się ukradkowe śmiechy, a sekretarz poczerwieniał.
–
Zobaczymy, czy na egzekutywie też będzie pan miał
ochotę do żartów!
Odwrócił
się i odszedł, ścigany głośnym rechotem kolejkowiczów.
–
Teraz to dowaliłeś jak dzik w sosnę! – Dziewczyna
pokręciła głową na wpół ze zgrozą, na wpół z podziwem.
–
Mówię ci, Ela, wszystko przez tego czarnego! Sukinsyn
czy nie, ale skurwysyn na pewno!
czwartek, 17 września 2015
Życie z drugiej ręki - Anna Grzyb
Życie z drugiej ręki
Anna Grzyb
Wydawnictwo: Szara Godzina
Rok wydania: 2015
Życie z
drugiej ręki to debiut powieściowy Anny Grzyb, znanej
blogerki i recenzentki. Tym razem stanęła
po przeciwnej stronie barykady i zamiast oceniać, sama poddała się
ocenie czytelników. To oni zdecydują, czy sprostała postawionemu
przed sobą zadaniu.
Powieść opowiada o
życiu w małym mieście na prowincji, z dala od wielkiego zgiełku i
wielkich wydarzeń, a jej bohaterowie to zwyczajni ludzie zmagający
się ze zwykłymi, codziennymi problemami.
Miasteczko Anny
Grzyb jest dokładnie takie jak tysiące mu podobnych w różnych
rejonach Polski. Życie towarzyskie kwitnie głównie w sklepie,
gdzie codziennie spotykają się te same osoby, przekazując sobie
najświeższe (nie zawsze prawdziwe) informacje o tym, kto zmarł,
kto się urodził, a kogo zdradziła żona. Nie ma tutaj miejsca na
anonimowość, wszyscy wiedzą wszystko o innych. A przynajmniej tak
im się wydaje, najłatwiej bowiem jest oceniać na podstawie
kilku powierzchownych obserwacji.
W takim właśnie
miasteczku mieszka Anita – niepracująca matka dwóch córek,
uważana przez inne kobiety za szczęściarę. „Nic nie musisz.
Wstajesz, kiedy chcesz, gotujesz, jak ci się zachce, a jak znamy
życie, to pewnie gotowe kupujesz. Nie pracujesz, nie musisz dwoić
się i troić. Co ty masz w ogóle do roboty”? Tymczasem bohaterka
wcale nie uważa, by należała do wybrańców losu i któregoś dnia
postanawia odmienić swoje życie, by nie było już dłużej życiem
z drugiej ręki.
Podobała mi się ta
opowieść o małym miasteczku, z jego wszystkimi wadami i zaletami,
przedstawiona prosto, bez upiększeń i górnolotnych słów.
Polubiłam Anitę za jej dążenie do zmian, chęć działania,
wydanie walki biernemu oczekiwaniu na zmiłowanie losu. Podobało mi
się również to, że nie była to walka o wielkie cele, lecz o
ubarwienie szarej rzeczywistości kolorami tęczy.
I podobał mi się
język autorki, pięknie współgrający z poruszanym tematem. Anna
Grzyb nie używa wymyślnych metafor i karkołomnych porównań, nie
szafuje również komunałami. Zdania są doskonale wyważone,
dokładnie oddające to, co autorka chciała nam przekazać.
To, czego mi w tej
książce zabrakło, to emocje. Czytałam o nagłych zwrotach w życiu
Anity… i nic. Nie poczułam tego, co powinnam była poczuć.
Powinnam przeżywać wraz z Anitą gniew, dumę czy radość. Nie
przeżyłam, przyjęłam jedynie do wiadomości, a tak nie powinno
być.
Autor powinien umieć
tak przedstawić wydarzenia, by czytelnik miał do dyspozycji coś
więcej niż tylko suchą relację. Na tym polu Anna Grzyb może nie
całkiem poległa, ale też nie odniosła zwycięstwa. Nazwałabym to
remisem ze wskazaniem na przeciwnika.
Z opisu na okładce
dowiedziałam się, że autorka pisze kolejną powieść. Ufam, że
przy jej lekturze doświadczę tych uczuć, które ominęły mnie
przy Życiu z drugiej ręki. Wszak
wszyscy uczymy się na błędach.
Książkę polecam
wszystkim lubiącym spokojne opowieści bez spektakularnych akcji i
wielkich dramatów. Książki o codzienności, która przecież
również warta jest uwagi, bo to właśnie z niej składa się nasze
życie.
Cień Sprzedawcy Snów - małe podsumowanie
Minęły
dwa lata od chwili, gdy zaczęłam pisać Cień Sprzedawcy
Snów.
Pierwsze
zdania napisałam piątego września 2013 roku, skończyłam
trzeciego grudnia, a prawie dokładnie po roku, piątego grudnia
2014, książka miała swoja premierę.
Teraz
wreszcie dojrzałam do spojrzenia na moje dzieło z dystansu i mogę zdobyć
się na obiektywną ocenę. A ta nie jest tragiczna. Wprawdzie nie
napisałam arcydzieła, przed którym wszyscy z pokorą pochylą
głowy, ale nie mam też się czego wstydzić, choć dzisiaj
napisałabym ją nieco inaczej.
Dokonałam
porównań z książkami innych debiutantów (również tymi bardzo
wysoko ocenionymi) i stwierdziłam, że Cień Sprzedawcy Snów
od nich nie odbiega. Tak w nim, jak i w nich
znajdują się niezbyt zręczne sformułowania oraz fragmenty, które
można było wykreślić jako niewnoszące nic do opowiadanej
historii. Pod względem redakcyjnym i korektorskim książka również
mieści się w normie, poziom błędów nie wykracza poza zwykłe
standardy.
Tym samym mogę z pełnym przekonaniem oświadczyć, że Cień
Sprzedawcy Snów nie jest bękartem, którego istnienie
należy ukrywać. Jest moim prawowitym dzieckiem.
wtorek, 15 września 2015
Szczęściarz - Krzysztof Golczak
Rok wydania: 2015
Powieść
Szczęściarz Krzysztofa Golczaka zdobyła pierwsze miejsce w
organizowanym przez Oficynę Wydawniczą RW2010 konkursie na powieść
kryminalną i jest to laur całkowicie zasłużony, Szczęściarz
bowiem to jeden z najbardziej udanych debiutów literackich, z jakimi
miałam okazję się zapoznać.
Krzysztof
Golczak napisał doskonale klasyczny kryminał. Dostajemy trupa,
ekipę śledczą oraz podejrzanych i, co ważne, zamiast zmierzać do
rozwiązania, zagadka z każdą chwilą robi się bardziej
skomplikowana, wszystkie bowiem domysły okazują się błędne.
Autor
od pierwszych zdań wprowadza nas w wartką akcję, pełną
nieoczekiwanych zwrotów, plastyczne zaś opisy sprawiają, że
uczestniczymy w zdarzeniach, a nie jedynie o nich czytamy. Podobnie
dialogi, naturalne, realistyczne aż do bólu.
I
ten właśnie realizm jest największym atutem powieści. Jestem
pełna podziwu dla autora za dokonanie tak dokładnego researchu
pracy policyjnej. Nigdy dotąd nie czytałam książki, która by do
tego stopnia odzwierciedlała rzeczywiste działania policjantów
prowadzących śledztwo, jak właśnie Szczęściarz.
Kolejnym
atutem są bohaterowie. Mają wzloty i upadki, słabsze dni i
przebłyski geniuszu, potrafią też niekiedy zachowywać się głupio
i irracjonalnie. Nie są idealni. Są po prostu ludźmi.
Jedynym
odnotowanym przeze mnie minusem jest pewna sztampowość w kreacji
głównego bohatera.
Podkomisarz
Jastrzębski został przedstawiony jako osobnik cyniczny, wypalony
pracą, szukający ucieczki w alkoholu, a takich bohaterów spotykamy
ostatnio w co drugiej powieści kryminalnej. Oczywiście obowiązkowo
taka postać musi też mieć nieudane życie osobiste.
To
jedno nieco mnie irytowało w Szczęściarzu, bo pomysł jest
mocno ograny, przy czym mający niewiele wspólnego z
rzeczywistością. W niej bowiem tacy policjanci wcale nie występują
tak często, jakby to wynikało z lektury kryminałów.
Ten
drobny mankament nie ma jednak wpływu na ogólny odbiór książki,
ta bowiem jest naprawdę dobra. Warto poświęcić jej czas.
środa, 9 września 2015
Cynamon i zero-jedynki
Cynamon i zero-jedynki
czyli opowiadanie, którego część prezentowałam w grudniu 2014.
A oto link do wersji ostatecznej: Cynamon i zero-jedynki
niedziela, 6 września 2015
"Czterdzieści metrów samotności" wygrało!
Muszę się pochwalić! Prezentowane na tym blogu moje opowiadanie Czterdzieści metrów samotności wygrało konkurs na opowiadanie miesiąca na forum literackim Opowiadania.pl
Jestem bardzo szczęśliwa i dumna z tego powodu. To mój pierwszy literacki laur.
poniedziałek, 10 sierpnia 2015
Jedyne wyjście - Ryszard Ćwirlej
Jedyne wyjście
Autor: Ryszard Ćwirlej
Wydawnictwo: Filia
Rok wydania: 2015
Ocena: -5/6
Najnowsza
powieść Ryszarda Ćwirleja zaskakuje, i to niejednokrotnie.
Przede
wszystkim czasem akcji, tym razem bowiem nie przeniesiemy się w lata
osiemdziesiąte, lecz pozostaniemy we współczesności. Nie będziemy
przemierzać ulic Poznania w towarzystwie Freda, Mirka i Teosia, nie
pośmiejemy się ze słownych potyczek milicjantów z esbekami.
Zaskakuje
również osobą głównej bohaterki. W poprzednich powieściach
postaci kobiece nie były zbytnio wyeksponowane i pełniły raczej
marginalną rolę. W „Jedynym wyjściu” natomiast, młoda
policjantka Aneta Nowak jest postacią kluczową.
Przypominająca
nieco charakterem Mirka Brodziaka, Aneta Nowak jest pełna zapału i
determinacji. Złapawszy trop, bez wahania ryzykuje swoją karierą
i, być może, dalszą pracą w policji, byle tylko dopaść sprawcę
porwania syna wpływowego biznesmena.
Równolegle do tych działań Aneta z uporem poszukuje zaginionej koleżanki, wyczuwając intuicyjnie, że za zniknięciem młodej kobiety kryje się coś niepokojącego. Wychodzi ze słusznego założenia, że uciekając od męża, matki raczej nie pozostawiają malutkich dzieci.
„Jedyne
wyjście” to kilka kryminalnych wątków, sprawiających wrażenie
oddzielnych zagadek kryminalnych, lecz gdy zaczniemy zagłębiać się
w treść książki, intryga zaczyna przybierać konkretny kształt.
Odkrywamy, że macki wyrastają z jednego organizmu, a mimo to nie
jest łatwo wytypować sprawcę i w dalszym ciągu gubimy się w
domysłach.
Najnowsze
dzieło Ryszarda Ćwirleja to prawdziwa uczta dla wielbicieli
gatunku. Nie dość, że fabularnie powieść jest rasowym
kryminałem, spełniającym aż nadto wszelkie uwarunkowania tego
gatunku, to jeszcze napisana została cudownie plastycznym stylem.
Błyskotliwe, dowcipne dialogi i barwne opisy nadają jej
niepowtarzalny klimat, a wplecenie w treść dobrze znanych postaci z
poprzednich książek stanowi dodatkowy bonus. To tak, jakby spotkało
się starych, dobrych znajomych po długim okresie niewidzenia.
„Jedyne
wyjście” jest wspaniałą lekturą, wciągającą do tego stopnia,
że gdy już się zacznie czytać, jedynym wyjściem jest doczytać
do końca.
sobota, 25 lipca 2015
Eperu - Augusta Docher
Eperu
Pierwsza część cyklu "Wędrowcy"
Autor: Augusta Docher
Wydawnictwo: BIS
Rok wydania: 2015
Ocena: -6
Bohaterami powieści
„Eperu”, będącej debiutem Augusty Docher, są Anna Wilk i Leo
Black. Spotykają się przypadkiem i od pierwszej chwili czują
wzajemną fascynację, mimo że, teoretycznie, nie istnieje nic, co
mogłoby ich łączyć. Ona jest zwyczajną, choć może bardziej niż
jej rówieśnice poważną i wrażliwą dziewczyną. Dopiero poznaje
smak dorosłości, nie ma żadnego doświadczenia w kontaktach z
płcią przeciwną, a już tym bardziej w kontaktach z kimś takim
jak on. Leo bowiem to dojrzały, będący u szczytu sławy mężczyzna,
stanowiący obiekt westchnień całej rzeszy fanek, w dodatku ukrywa
on pewną tajemnicę.
Czy miłość Anny i Leo
okaże się bezwarunkowa i na tyle silna, by pokonać bariery
uwarunkowane odmiennością? Na to pytanie nie odpowiem, gdyż nie chcę zostać ofiarą linczu.
Przeczytałam gdzieś, że powieść ta jest skierowana do młodych dziewcząt. Bardzo mnie to
ucieszyło, oznacza bowiem, że zaliczam się ich grona, jako że
książka zafascynowała mnie od pierwszych stron.
Historia Anny i Leo
intryguje i wciąga, nie pozwalając czytelnikowi odejść, dopóki
nie pozna jej do końca.
Urzekł mnie styl
autorki, jej pełne niewymuszonego dowcipu dialogi i płynna,
plastyczna narracja, przez co tekst do tego stopnia emanuje emocjami,
iż odnosi się wrażenie, że niemal możemy ich dotknąć.
Równie nienaganna jest
kreacja bohaterów. Augusta Docher stworzyła ich w taki sposób,
jakby przedstawiała nam swoich przyjaciół, toteż nic dziwnego, że
od początku stają się nam bliscy.
Niestety książka ma
dwie istotne wady. Po pierwsze, jest stanowczo zbyt krótka. A po
drugie, kończy się w takim momencie, że będziemy z zapartym tchem
odliczać dni do ukazania się drugiej części.
środa, 22 lipca 2015
Druga część wiślańskiego cyklu
Powieść ukaże się w 2016 roku nakładem wydawnictwa Replika.
niedziela, 28 czerwca 2015
środa, 17 czerwca 2015
Wiedźma z Półróży - Katarzyna Łatka
Wiedźma z Półróży
autor: Katarzyna Łatka
rok wydania: 2015
Nigdy dotąd nie pisałam o
poezji, bo choć lubię czasem zagłębić się w jej świat, nie
posiadam dostatecznej wiedzy, by móc oceniać jej jakość. Ten
tekst również nie będzie oceną, a jedynie garścią luźnych uwag
na temat Wiedźmy z
Półróży –
drugiego tomiku wierszy Katarzyny Łatki.
Tomik ten jest mi szczególnie
bliski, moje nazwisko bowiem widnieje w nim na stronie podziękowań
autorki skierowanych do przyjaciół.
Katarzyna
Łatka swobodnie operuje słowem, kreując świat pełen miłości.
Przekazuje czytelnikowi, że niejednokrotnie miłość ta jest
niespełniona, bywa także zdradzona i nieszczęśliwa, jednak
nieodmiennie towarzyszy nam we wszystkich chwilach naszego życia.
Poprzez
zastosowane przez autorkę bogate środki stylistyczne rozpoznajemy
tę miłość w każdej strofie, czujemy, możemy niemal jej dotknąć.
I nie jest ważne, czy podmiotem lirycznym jest człowiek, zwierzę,
przyroda, czy też burza lub wschód słońca. Kasia kocha otaczający
ją świat i to uczucie płynie ku nam z jej wierszy.
Widzimy
w nich miłość jako nierzadko gorzkie wspomnienie, jako tęsknotę
ta tym, co było lub być mogło i jako siłę sprawczą wszelkich
działań, a ubrane w epitety i metafory zdania pozwalają nam
dzielić z autorką jej cudowny świat.
Tych
kilka uwag o Wiedźmie
z Półróży
mogę podsumować tylko dwoma słowami: Dziękuję, Kasiu.
niedziela, 14 czerwca 2015
"Wiślański spacerek" oraz "Skutki studiowania ekonomii" - w Drabble na niedzielę.
Na pierwszej stronie mój szorcik "Wiślański spacerek", a na trzeciej drabbelek "Skutki studiowania ekonomii".
Do napisania tych tekstów zainspirowały mnie wspomnienia. Czasami warto wrócić pamięcią do dawnych przeżyć, nawet jeśli zrobiło się wówczas z siebie matoła.
http://werydnn.pl/DNN/DNN_nr_66_2015.pdf
Do napisania tych tekstów zainspirowały mnie wspomnienia. Czasami warto wrócić pamięcią do dawnych przeżyć, nawet jeśli zrobiło się wówczas z siebie matoła.
http://werydnn.pl/DNN/DNN_nr_66_2015.pdf
piątek, 12 czerwca 2015
Czterdzieści metrów samotności
Tak mnie naszło, żeby napisać coś w nowej dla mnie konwencji.
No i napisałam, używając niestosowanego dotąd przeze mnie czasu i osoby. Wyszło jak wyszło...
Przez
dochodzący z łazienki szum wody przebija się kobiecy śpiew. To
ona. Ma piękny
głos
i lubi, gdy inni jej słuchają
i
gdy ją
chwalą.
Masz ochotę
pobiec i powiedzieć,
jak bardzo podoba ci się
ta piosenka, lecz jeden rzut oka na zachmurzoną
twarz mężczyzny
powoduje, że
kulisz ramiona, chcąc
w ten sposób stać
się
mniejszą,
może
nawet niewidzialną.
Wiesz, że
on cię
nie lubi, że
przeszkadza mu twoje istnienie.
Odrywasz
wzrok od ekranu, widząc,
że
wyszła
z łazienki.
Obserwujesz ją
spod zmrużonych
powiek, przeczuwając,
co zaraz nastąpi.
Nie na darmo ubrała
nową
bluzkę
z cekinami i dużym
dekoltem. Króciutka spódniczka podkreśla
piękną
figurę
i zgrabne nogi obute w czarne czółenka
na wysokich obcasach.
On
również
patrzy na kobietę,
lecz w jego wzroku nie ma zachwytu, tylko irytacja.
–
Dosyć
już
tego marudzenia! – warczy. – Pospiesz się,
klient nie będzie
czekać
w nieskończoność.
Jej
uśmiech
mógłby
zmiękczyć
skałę,
ale nie tego zagniewanego mężczyzny
o złym
spojrzeniu i zaciętej
twarzy.
–
Nie
ma innego sposobu? Koniecznie muszę
rozkładać
się
przed tym facetem?
–
Wiesz
dobrze, że
nie mamy pieniędzy.
Jak chcesz nakarmić
dzieciaka i zapłacić
czynsz? Chyba nie myślisz,
że
ja będę
zapierdzielać
na budowie, żebyś
ty mogła
leżeć
do góry dupą?!
Ze
złością
szarpie kobietę
za rękę,
ciągnąc
w stronę
drzwi. Zamykasz oczy, by tego nie widzieć.
Chciałabyś
móc zamknąć
również
uszy, by nie docierał
do ciebie jego podniesiony, szczekliwy głos.
Słyszysz
stukot obcasów. Zbliża
się,
zamiast oddalać.
Otwierasz oczy i widzisz ją
tuż
obok. Pochyla się
nad tobą,
szepcząc
do ucha:
–
Przykro mi,
kochanie. Naprawdę
muszę
iść,
ale nawet się
nie obejrzysz, a już
będę
z powrotem. Za to jutro pójdziemy do parku…
Na
zniecierpliwione syknięcie
urywa gwałtownie
i już
nie zwraca na ciebie uwagi. Idzie za nim, ta piękna,
mocno umalowana pani, której w gruncie rzeczy wcale nie znasz, mimo
że
jest całym
twoim światem.
Drzwi
zamykają
się
za nimi, słyszysz
szczęk
klucza obracającego
się
w zamku. Wzruszasz ramionami. Przecież
tak naprawdę
nie wierzyłaś,
gdy przyrzekała,
że
już
nigdy nie zostawi cię
samej. Masz niecałe
sześć
lat, lecz zdolności
rozpoznawania kłamstw
mógłby
ci pozazdrościć
niejeden dorosły.
Tyle ich słyszałaś
w swoim króciutkim życiu,
że
kilka więcej
nie robi żadnej
różnicy.
Ponownie
wbijasz wzrok w maleńki
ekran telewizora, z uwagą
śledząc
losy bohaterów. Nie przeszkadza ci czarno-biały
obraz, skąd
mogłabyś
wiedzieć,
że
film jest kolorowy? Nigdy dotąd
nie miałyście
telewizora. Kupiła
go dzisiaj. A może
ukradła?
Najważniejsze,
że
go przyniosła,
a potem on, ten pan, który ostatnio tak często
do niej przychodzi, jakimś
sposobem sprawił,
że
stara, zniszczona skrzynka zaczęła
działać.
Mijają
minuty. Bajka już
się
skończyła,
a ty jesteś
głodna.
Idziesz do kuchni, niewiele większej
od toalety w przychodni. Mieszkanie ma zaledwie czterdzieści
metrów, lecz blisko połowę powierzchni zajmuje pomieszczenie, do
którego nie macie prawa wstępu. Gospodarz trzyma tam swoje rzeczy i
za każdą bytnością pilnuje, czy aby, wychodząc, zamknął drzwi
na klucz. Wasz jedyny pokój jest niewielki, mieści
się
w nim szafa, komoda i dość
duże
łóżko,
w którym sypiacie razem, bo drugiego nie byłoby
gdzie wstawić.
W kuchni stoi kilka szafek i wciśnięty
w kąt
wąski
stolik. Gdy wysuwacie go na środek,
żeby
usiąść
do obiadu, blokuje przejście
do kuchenki gazowej. Ona zawsze się
z tego śmieje,
mówiąc,
że
dzięki
temu jest szczupła,
że
gdyby przytyła,
mogłaby
się
zaklinować
i na zawsze zostać
uwięzioną
między
stołem
a kuchenką.
Zaglądasz
do lodówki i krzywisz się,
widząc,
jak niewielki masz wybór. Dotykasz lepkiej kiełbasy,
ze wstrętem
cofasz dłoń
i wycierasz ją
w nogawkę
dżinsów,
potem decydujesz się
na żółty
ser. Wygląda
apetycznie. Zabierasz trzy plasterki i wraz z niedojedzoną
rano kromką
chleba zanosisz do taboretu, który w waszym pokoiku pełni
funkcję
stolika okolicznościowego.
Patrząc
na niezrozumiałe
sceny na ekranie, zjadasz swoją
kolację,
popijając
colą
czerstwe pieczywo.
Pan
i pani najpierw się
kłócą,
potem całują,
wreszcie zaczynają
się
rozbierać.
–
Będą
robić
seks – mruczysz sennie i przymykasz oczy.
Gdy
on do niej przychodzi, musisz spać
w kuchni na materacu i nie wolno ci ich podglądać.
Kiedyś
nie wytrzymałaś,
cichutko wślizgnęłaś
się
do pokoju i obserwowałaś,
dopóki cię
nie zauważyli.
Biła
cię
wtedy tak mocno, że
aż
musiał
ją
ociągnąć,
ale dzięki
temu wiesz, jak to jest, gdy ludzie robią
seks.
Budzi
cię
dziwny szum. To telewizor tak szumi, a ekran migocze białymi
punkcikami. Jest ci zimno, bo zasnęłaś
na kołdrze.
Drażni
cię
migoczący
i szumiący
odbiornik, lecz nie wiesz, jak go wyłączyć,
więc
naciągasz
kołdrę
na głowę
i znów zapadasz w sen.
Po
przebudzeniu sprawdzasz, czy wróciła.
Nie ma jej. Wcale się
nie boisz, bo to nie pierwszy raz. Przez chwilę
patrzysz na panią
z telewizora, ale po chwili nudzi cię
program, którego nie rozumiesz. Wyciągasz
spod łóżka
książkę
i zaczynasz czytać.
Czytałaś
ją
już
wiele razy, lecz nie masz innej, a wymyślony
dawno temu świat
nieodmiennie cię
fascynuje. Ponownie przeżywasz
radości
i smutki Sary Crewe, wyobrażając
sobie, że
jesteś
nią.
Chciałbyś
być
nią.
Nikt
nie wie, że
masz tę
książkę.
Nikt się
nawet nie domyśla,
że
umiesz czytać
i pisać.
Liczyć
też
już umiesz, na razie do dziesięciu. Sama nie wiesz, jakim sposobem
posiadłaś te umiejętności, lecz nie chcesz, żeby
ktoś
się
o tym wszystkim dowiedział.
Żeby
ona się
dowiedziała.
Boisz się,
że
znowu będzie
cię
bić,
jak wtedy, gdy przeczytałaś
jej wierszyk o słowiku.
Myślałaś,
że
się
ucieszy.
–
Nie cygań,
smarkulo! – syczała,
a jej śliczną
twarz wykrzywił
grymas odrazy. – Na pewno nauczyłaś
się
na pamięć
tego pieprzonego wierszyka i myślisz,
że
dam sobie wcisnąć
ciemnotę.
Jesteś
za mała
na czytanie.
–
Wcale nie cyganię.
Ja naprawdę
umiem go przeczytać!
– Próbowałaś
się
bronić,
lecz ona nie słuchała.
– Nauczyłam się, kiedy ty mi go czytałaś.
–
Zamknij się!
Zamknij tę
parszywą
gębę!
Nikt normalny sam się
nie nauczy czytać.
Słyszysz?
Nikt! Oszukujesz!
Szarpała
cię
za ramię
w takt swoim słowom.
Niebacznie pokręciłaś
głową,
chcąc
zaprzeczyć,
a wtedy zaczęła
cię
bić.
Po twarzy, głowie,
ramionach. Nie przestała
nawet wtedy, gdy upadłaś.
Bolało
tak bardzo, że
nawet nie zauważyłaś,
kiedy usiadła
obok, dopiero jej płacz,
wtórujący
twojemu, wyrwał
cię
z odrętwienia.
– Ja
już
nie będę!
– Szlochałaś
żałośnie,
tuląc
się
do niej. – Naprawdę!
Ja nie wiedziałam,
że
to brzydko tak robić.
–
Nie płacz,
dziecinko. – Objęła
cię
ramieniem, całując
w zaczerwieniony, podbiegający
opuchlizną
policzek. – Już
dobrze. Obiecaj, że
nigdy więcej
nie będziesz
kłamać
o czytaniu, bo ludzie pomyślą,
że
coś
jest z tobą
nie tak. Nie chcę,
żeby
mówili o tobie, że
jesteś
kłamczuchą.
Za miesiąc
pójdziesz do zerówki, tam nauczysz się
czytać.
Jesteś
mądrą
dziewczynką
i na pewno będziesz
się
dobrze uczyć.
Potem
kupiła
ci książeczki
do kolorowania i znowu było
dobrze. Zapamiętałaś
tę
lekcję
i od tamtej pory zawsze udawałaś,
że
tylko oglądasz
obrazki, a potem prosiłaś,
żeby
ci poczytała.
Kiedyś
pani doktor z przychodni powiedziała
do pielęgniarki,
że
jesteś
nieprzeciętnie
zdolna. Nie wiedziałaś,
co to oznacza, a gdy ci wytłumaczyła,
błagałaś,
szlochając
rozpaczliwie, żeby nikomu o tym nie mówiła.
Żeby nie powiedziała
jej. Obiecała,
że
będzie
milczeć.
Nie uwierzyłaś
jej i przez następne
dni bałaś
się
tak, że
aż
wymiotowałaś
ze strachu, lecz ku twojemu zdziwieniu pani doktor dotrzymała
obietnicy.
Książkę
o Sarze Crewe znalazłaś
na śmietniku,
gdy poszłaś
opróżnić
kubeł.
Nie ma okładki
i trzech pierwszych kartek, ale i tak ją
czytasz, gdy jesteś
sama. Marzysz o tym, że
kiedyś
dowiesz się,
jaki nosi tytuł.
Znowu
jesteś
głodna.
Dojadasz ser, tym razem bez chleba. Kiełbasę
wyrzucasz do kosza, śmierdzi.
Cola już
się
skończyła.
Popijasz ser wodą
z kranu i wracasz na łóżko,
do swojej księżniczki
i wyobrażasz
sobie, że
twoja mama zaginęła
jak jej tatuś.
Niedługo
się
odnajdzie. Wróci, a wtedy pójdziecie do parku karmić
wiewiórki. Tylko wy dwie, bez niego. Z nim nie byłoby
przyjemnie, bo ciągle
by się
złościł
i niecierpliwił.
Marzysz,
żeby
sobie poszedł
i nigdy już
nie wrócił.
Nie chcesz, by z wami mieszkał,
by na ciebie krzyczał.
Nie chcesz, żeby
ją
bił.
Godziny
mijają.
Doczytałaś
już
książkę,
teraz zabierasz się
do rysowania. Szkoda, że
zapomniała
o naostrzeniu brązowej
kredki. Zastanawiasz się,
jakim kolorem narysować
pień
drzewa. Decydujesz się
na czerwony, potem leciutko muskasz pień
czarną
kredką
i śmiejesz
się
z zachwytu, widząc,
że
uzyskany w ten sposób kolor bardzo przypomina brąz.
Nadal
nie wróciła.
Przysuwasz taboret do okna, wspinasz się
na niego i spoglądasz
przez szybę.
Chcesz zobaczyć,
czy ona nie nadchodzi, lecz jest już
zmierzch, a koło
domu nie ma latarni i nie jesteś
w stanie niczego dojrzeć.
Odchodzisz od okna ze skulonymi ramionami. Tęsknisz.
Bajka
nie jest taka ładna
jak wczoraj, lecz i tak ją
oglądasz.
Potem wsuwasz się
pod kołdrę
i zamykasz oczy. Jesteś
głodna,
a w lodówce została
tylko konserwa, której nie potrafisz otworzyć.
I chleb w reklamówce, ale nie umiesz go pokroić.
Chcesz spać,
żeby
nie czuć
ssania w żołądku.
Chcesz spać,
żeby
nie tęsknić.
Budzisz
się
głodna
i spragniona. Biegniesz do kuchni i łapczywie
pijesz wodę
z kranu, potem wyciągasz
chleb z reklamówki. Sięgasz
po nóż
i przez chwilę
usiłujesz
sobie przypomnieć,
jak ona to robiła.
Boisz się
wielkiego ostrza, przed którym tyle razy cię
ostrzegała.
–
Nie dotykaj –
mówiła
– bo się
skaleczysz i będzie
ci leciała
krew.
Odkładasz
nóż
i zębami
szarpiesz skórkę,
usiłując
dostać
się
do miąższu.
Obgryzasz chleb, chichocząc,
bo wyobraziłaś
sobie jej minę,
gdy zobaczy twoje dzieło.
Pewnie powie:
–
Ojej, co mu się
stało?
Czemu jest taki łysy?
Dławisz
się
starym pieczywem i znów podstawiasz kubek pod kran. Wolałabyś
ciepłą
herbatę,
lecz nie wolno ci włączać
kuchenki gazowej. To niebezpieczne.
Wracasz
na łóżko
i oglądasz
telewizję.
Niewiele z tego rozumiesz. Jacyś
panowie kłócą
się,
krzyczą
i machają
rękami.
Wyglądają
tak pociesznie, że
śmiejesz
się
głośno,
żałując,
że
ona nie śmieje
się
razem z tobą.
Potem
stoisz na taborecie przy oknie i spoglądasz
na ulicę.
Nie chcesz przegapić
jej powrotu. Po pewnym czasie zaczynają
cię
boleć
nogi. Klękasz
na taborecie, opierasz łokcie
o parapet i tak trwasz, aż
wreszcie, pokonana, powłócząc
zdrętwiałymi
nogami, znów kładziesz
się
do łóżka.
Nie masz ochoty czytać
o mglistym Londynie. Bezmyślnie
wpatrujesz się
w ekran, zastanawiając
się,
czy ona dzisiaj wróci. Powieki opadają,
lecz uparcie walczysz ze snem. Chcesz być
przytomna, gdy stanie w drzwiach.
Jednak
zasnęłaś.
Gdy się
budzisz, za oknami jest już
ciemno.
Obgryzłaś
chleb do reszty. Pozbawiony skórki przywodzi ci na myśl
oskubanego kurczaka i, chichocząc,
odrywasz spory kawałek.
Dojadasz go przed ekranem, bo właśnie
zaczęła
się
bajka. Przypominasz sobie jej słowa,
że
będziecie
razem oglądać
telewizję.
Walczysz z dławiącym
cię
płaczem,
lecz łzy
płyną
same, nieposłuszne
i uparte. Wtulasz buzię
w poduszkę,
nie chcesz, żeby
sąsiedzi
posłyszeli
twój płacz,
bo wtedy będzie
krzyczała.
Zmęczona
łkaniem,
znów zasypiasz.
Budzi
cię
czyjś
głos.
Zrywasz się
z łóżka.
Jesteś
taka pewna, że
wróciła,
tak bardzo pewna! Ale to tylko pani z telewizora coś
mówi. Nienawidzisz jej za to, że
nie jest nią.
Czujesz
się
brudna, już
tyle czasu się
nie myłaś
i nie przebierałaś.
Wyciągasz
ze starej komody czyste majtki, przystawiasz taboret do szafy, by móc
dosięgnąć
do półki
z ubraniami.
W
łazience
rozbierasz się
i po chwili drżysz
z zimna pod strugami lodowatej wody. Bojler jest wyłączony,
by niepotrzebnie nie pobierał
prądu,
a ty nie potrafisz go uruchomić.
Po kąpieli,
mimo przenikającego
na wskroś
chłodu
czujesz się
lepiej. Cieszysz się
na myśl
o jej pochwałach,
gdy dowie się,
że
tak dobrze potrafisz o siebie zadbać.
Na
chlebie pojawiła
się
pleśń.
Ma gorzki, obrzydliwy smak, więc
zdrapujesz ją
łyżeczką.
Gdy zaspokoiłaś
głód,
niewiele już
zostało
z całego
jeszcze niedawno bochenka. Nie przejmujesz się
tym, przecież
dzisiaj na pewno wróci!
Po
wypiciu dwóch kubków wody znowu drżysz
z zimna. Zagrzebujesz się
w kołdrę,
wyobrażając
sobie, że
jesteś
nieszczęśliwą
Sarą
Crewe, drepczącą
w dziurawych bucikach po zabłoconych
ulicach Londynu.
–
Jestem księżniczką,
a księżniczki
nie płaczą
– powtarzasz jej słowa
w poduszkę.
Mimo tych słów
po chwili poszewka jest mokra od łez.
Z
płytkiej
drzemki wyrywa cię
kobiecy głos.
Wyskakujesz spod kołdry
i po chwili siadasz ciężko,
jak stara, zmęczona
kobieta. To tylko sąsiadka
przemawiała
do swojego jamnika, to nie ona!
Dziwi
cię,
że
jest już
ciemno. Nigdy tyle nie spałaś,
nie jesteś
przecież
dzidziusiem. I dlaczego jest tak zimno? Wkładasz
kurtkę,
zaciągasz
zamek wysoko pod szyję
i idziesz do kuchni. W ustach czujesz niesmak, boli cię
gardło.
Woda gasi pragnienie, lecz przez nią
czujesz jeszcze większy
chłód.
Każdy
krok sprawia ci ból. Pojękując,
sięgasz
po reklamówkę
i widzisz, że
żałosna
resztka chleba cała
jest pokryta pleśnią.
Mimo to próbujesz go jeść,
zbyt jesteś
głodna,
by wybrzydzać,
lecz próba przełknięcia
pierwszego kęsa
wywołuje
wymioty. Wyrzucasz chleb do kosza. Płaczesz.
Po
kilku godzinach skręca
cię
z głodu.
Wyjmujesz konserwę
z lodówki, podważasz
łyżeczką
uchwyt wieczka i zaczynasz ciągnąć.
Odgięło
się
leciutko, na tyle dużo,
byś
mogła
poczuć
cudowny zapach mięsa,
lecz zbyt mało,
byś
mogła
się
do niego dostać.
Próbujesz ponownie, mocno zaciskając
małe
paluszki na uchwycie. Szarpiesz niecierpliwie, widząc
coraz mocniej odchylające
się
wieczko i nagle puszka wyślizguje
się
z rąk,
zahaczając
o dłoń.
Krzyczysz
z bólu i szoku, patrząc
na krew spływającą
na podłogę
i wpół
otwartą
konserwę.
Nie masz odwagi sprawdzić,
jak mocno się
zraniłaś.
Owijasz dłoń
ścierką
do naczyń
i wracasz do pokoju, przed telewizor, bo właśnie
zaczęła
się
bajka. Jest ci tak zimno, że
dodatkowo naciągasz
kaptur na głowę,
a gdy na ekranie pokazują
się
napisy, zwijasz się
w kłębek
pod kołdrą
i zasypiasz niespokojnym snem, przerywanym co chwilę
jękiem
bólu, gdy urażasz
się
w zranioną
dłoń.
Rano
zastanawiasz się,
jak długo
już
jesteś
sama. Usiłujesz
to obliczyć
ilością
oglądanych
bajek, ale nie jesteś
pewna, czy było
to cztery, czy pięć
razy. Nie masz ochoty wychodzić
z łóżka,
lecz męczy
cię
pragnienie. Drepczesz do kuchni, dziwiąc
się,
dlaczego twoje nogi są
tak słabe,
że
musisz przytrzymywać
się
ściany,
żeby
nie upaść.
Nalewasz wodę
do kubka, a po namyśle
zdejmujesz z kuchenki czajnik i podstawiasz pod kran. Dzięki
temu będziesz
mogła
napełnić
kubek bez konieczności
wychodzenia z łóżka.
Z trudem udaje ci się
zanieść
czajnik do pokoju, jest zbyt ciężki
dla twojej małej
ręki,
mimo że
napełniłaś
go tylko w połowie.
Niezdarnie przytrzymujesz go drugą
ręką,
tą,
która owinięta
zakrwawioną
ścierką
nieustannie pulsuje tępym
bólem.
Ustawiasz
kubek i czajnik na taborecie ustawionym koło
łóżka
i ściągasz
kurtkę.
Już
nie czujesz zimna. Jest ci gorąco,
tak bardzo, że
strumyczki potu spływają
ci po plecach, a mokra bluzka lepi się
do ciała.
To obrzydliwe!
Zestawiasz
na podłogę
kubek i czajnik, przenosisz taboret ku szafie, wspinasz się,
by dosięgnąć
ubrań.
Udało
się!
Wyszarpujesz bluzkę,
opuszczasz rękę
i wtem nagły
zawrót głowy
sprawia, że
tracisz równowagę.
Przy niezdarnej próbie uchwycenia się
czegoś
uderzasz głową
o kant szafy, gdy padasz na podłogę,
słyszysz
dziwny trzask, jakby pękała
gałązka.
Chcesz się
podnieść
i wtedy zauważasz,
że
twoja ręka
jest wygięta
pod nieprawdopodobnym kątem.
Dopiero wtedy przychodzi ból, potworny i niewyobrażalny.
Mdlejesz.
Znowu
jest zimno. Wiesz, że
powinnaś
położyć
się
do łóżka,
lecz nie masz siły
wstać,
możesz
jedynie się
czołgać,
ignorując
ból ręki
i głowy.
Twoja bluzka jest poplamiona krwią,
bo róg szafy przeciął
skórę
na skroni i boisz się,
że
ona będzie
krzyczeć,
kiedy to zobaczy.
Doczołgałaś
się
do łóżka.
Próbujesz się
na nie wdrapać,
jednak nie masz dość
sił,
by wystarczyła
do tego jedna ręka,
w dodatku rana od puszki znowu zaczęła
krwawić.
Druga ręka
zwisa bezwładnie,
każdy
ruch wywołuje
falę
bólu. Bezradnie zwijasz się
w kłębek
pod ściągniętą
z łóżka
kołdrą.
Zasypiasz,
budzisz się,
zasypiasz. Tak bardzo męczy
cię
pragnienie, że
aż
ciężko
ci oddychać.
Próbujesz dosięgnąć
czajnika, stoi bliżej
niż
kubek i jesteś
pewna, że
się
uda. Prawie już
czujesz smak chłodnej
wody w ustach. Trącasz
go dłonią,
a potem z rozpaczą
patrzysz, jak się
przewraca, zahaczając
o kubek, a upragniony płyn
wycieka z obu naczyń
i wsiąka
w wykładzinę.
Czołgasz
się
ku kałuży
i zlizujesz wilgoć,
spluwając
przez zęby
paprochami.
I
znów na zmianę
zasypiasz i budzisz się,
zagubiona w tym dziwnym czasie jawo-snu, zobojętniała
na wszystko. Nie czujesz już
bólu i pragnienia, nie czujesz tęsknoty.
Nie czujesz nic.
Odwiedza
cię
Sara Crewe i głaszcząc
po brudnych, zlepionych potem włosach,
szepce słowa
otuchy. Nie chcesz tego słuchać,
bo co ona może
wiedzieć
o prawdziwym życiu?
Jest tylko wymyśloną
postacią
jak jej lalka Emilka. Miejsce Sary zajmują
zwierzątka
z ostatniej bajki, uśmiechnięte
i rozszczebiotane, zapraszające
do wspólnej zabawy. Irytuje cię
ich beztroska, drażnią
wesołe
igraszki. Krzyczysz, by odeszły,
a gdy nie reagują,
grozisz im pięścią,
wywołując
tym ruchem falę
bólu.
Otwierasz
oczy, zdziwiona, że
pokój wiruje, jakbyś
siedziała
na karuzeli, a wszystko jest tak zamazane jak wówczas, gdy dla
zabawy naciągnęłaś
na głowę
foliową
torbę.
Przymykasz powieki, a kiedy ponownie je otwierasz, widzisz ją.
Pochyla się
nad tobą
i bierze w ramiona. Wdychasz zapach jej perfum i tym razem nie
przeszkadza ci, że
jest odrobinę
zbyt mocny. Z cichym westchnieniem wtulasz się
w nią,
zapominając
o strachu i samotności.
Tak bardzo ją
kochasz.
–
Wiedziałam,
że
wrócisz, mamo. Przecież
obiecałaś…
Subskrybuj:
Posty (Atom)