środa, 23 grudnia 2015

Magiczne Święta

Niebawem skończy się rok, obfitujący w jakże miłe dla mnie zdarzenia.
Przed nami Święta Bożego Narodzenia, dni tak głęboko osadzone w naszej tradycji, że obchodzą je niemal wszyscy, niezależnie od wyznawanego światopoglądu.
Dla jednych jest to czas uniesień religijnych, dla innych po prostu czas radości i nadziei.

Życzę wszystkim, by Święta były piękne i pełne wesela, a Nowy Rok pozwolił na spełnienie marzeń.



środa, 2 grudnia 2015

Dziewczyna z pociągu - Paula Hawkins

 

Dziewczyna z pociągu



Wydawnictwo: Świat książki 

Rok wydania: 2015 



 Miało być tak dobrze, a wyszło jak zawsze. Tak już mam, że gdy wszyscy wkoło huczą o niemalże objawieniu, dla mnie dzieło okazuje się zaledwie poprawne, a czasami wręcz niestrawne. Tak też było z "Dziewczyną z pociągu".
     Wprawdzie zaliczam się do nielicznej grupy czytelników, którzy Kinga nie lubią, ale potrafię docenić jego pisarski kunszt. Toteż oczekiwałam, że rekomendowana przez niego książka, jeśli już nie rzuci mnie na kolana, to przynajmniej zainteresuje.
    Tymczasem "Dziewczyna z pociągu" wywołała u mnie jedynie znużenie i irytację. 
    Nie przekonała mnie do siebie ani główna bohaterka (niezbyt wiarygodnie zarysowana, w dodatku wzbudzająca niechęć), ani postać sprawcy (opisana tak stereotypowo, jakby autorce zabrakło pomysłu na stworzenie "własnego" zabójcy). 
      Akcja wlokła się jak pociąg relacji Bielsko - Żywiec, co w połączeniu z faktem, że w zasadzie od początku można domyślić się, kto jest sprawcą, sprawiło, że lektura była męczarnią. 
      
     To, że doczytałam do końca, uważam za wielkie osiągnięcie. Nie polecam.

wtorek, 1 grudnia 2015

Arlin - Adrian Atamańczuk

 

Arlin


Autor: Adrian Atamańczuk


Wydawnictwo: wydano nakładem autora



 
Wczoraj skończyłam czytać powieść Adriana Atamańczuka „Arlin”, a ponieważ dopadła mnie kolejna bezsenna noc, spędziłam ją na zastanawianiu się, co powinnam napisać.
Nie wiem, czy powinnam pisać cokolwiek. Nie wiem, czy podołam zadaniu, oceniając kogoś, kto pisze tak, jak ja nigdy nie zdołam, kto obłaskawia słowa, sprawiając, że posłusznie przybierają żądany kształt.
Mimo wszystko spróbuję wyrzucić z siebie choć trochę emocji, nagromadzonych w trakcie lektury.

„Arlin” składa się z dwóch opowiadań. Pierwsze, noszące tytuł „Książę Cienia” jest czymś w rodzaju wstępu, wprowadzenia w obcy, pełen magii świat. Zawieramy w nim znajomość z tytułową Arlin, małą dziewczynką wywodzącą się z niezamożnej, niewiele znaczącej rodziny. I właśnie to dziecko, jako jedyne z całego miasta, ma odwagę sprzeciwić się nieludzkiemu prawu i jego strażnikom. Pełna współczucia dla uwięzionej czarodziejki, uwalnia piękną Szeramis, za co w nagrodę dostaje pierścień. Nie jest zbyt piękny ten darowany klejnot, właściwie to nawet dość paskudny, za to posiada magiczną moc.
Wiele lat później Arlin właśnie dzięki niemu wymyka się prześladowcom i trafia do innego świata, gdzie ponownie spotyka Szeramis. Tam też poznaje mężczyznę, który w przyszłości stanie się jedyną nadzieją uciemiężonego świata. To Książę Cienia.
Druga część, czyli „Płomień i mrok” różni się zdecydowanie tempem akcji. W pierwszej części Adrian snuł swą opowieść leniwie, z wolna wprowadzając nas w wykreowany przez siebie świat. W drugiej natomiast dramat goni dramat, bitwa bitwę, a wszystko to opisane jest tak realistycznie, tak plastycznie, że niemal słyszymy szczęk broni, czujemy mdlący zapach krwi i widzimy padające ciała.
Myliłby się ten, kto sądziłby, że „Płomień i mrok” to tylko walka z najeźdźcą. To także obraz codziennego życia, a więc jest tutaj miłość, przyjaźń, zazdrość i niesnaski. I przede wszystkim jest Arlin, bohaterka nietuzinkowa.
Nie jest ani cudownie piękna, ani cudownie mądrą. W gruncie rzeczy opis jej przymiotów został zredukowany do minimum, bo nie to jest w tej postaci najważniejsze. Arlin jest zwyczajną kobietą. Kochającą żoną, pragnącą żyć w spokoju z wybranym mężczyzną. Skoro jednak staje się to niemożliwe, bez słowa skargi staje do walki o swą ojczyznę, a tym samym o swoje przyszłe szczęście. Nie posiada nadnaturalnych mocy, nie jest mistrzynią we władaniu bronią. Jedyne, co odróżnia ją od tysięcy podobnych kobiet, to upór w dążeniu do celu, choćby kosztem własnego życia. Tym celem jest wolna ojczyzna, bez buta bezlitośnie gniotącego karki opornych.
Chyba dlatego ta postać jest mi tak bliska. Bo jest cudownie zwyczajna, a jednocześnie cudownie niezwykła.

Można by powiedzieć, że „Arlin” to jedna z wielu książek fantasy. Ale jakie to fantasy! Wiele straci ten, kto nie odwiedzi świata stworzonego przez Adriana Atamańczuka i nie spotka się z Arlin.

niedziela, 22 listopada 2015

Cynamonowe dziewczyny

Powieść kryminalno-obyczajowa "Cynamonowe dziewczyny" jest drugą częścią wiślańskiego cyklu.

Oto co cię czeka, jeśli sięgniesz po tę książkę.

Czytając ją, zawędrujesz w wiślańskie lasy, do polany u podnóża Baraniej Góry. To głównie tam rozgrywa się wyścig z czasem, którego celem jest ujęcie zabójcy. Spotkasz tam Petrę i Konrada, bohaterów "Cienia sprzedawcy Snów", i dowiesz się, jak potoczyły się ich dalsze losy.
Odwiedzisz również Bielsko-Białą, by na jednym z komisariatów obserwować Daniela "Wolverine" Laszczaka podczas pracy.
Weźmiesz udział w nietypowym włamaniu, będziesz razem z zabójcą planować kolejne kroki i wraz z policjantami snuć przypuszczenia, co ma oznaczać róża bez kolców.

Premiera przewidziana jest na styczeń 2016. 
Dziękuję Wydawnictwu Replika za niesamowite tempo i cudowną współpracę.


Można już dodawać do "Chcę przeczytać" na LC.

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/275060/cynamonowe-dziewczyny


czwartek, 12 listopada 2015

Cynamonowe dziewczyny


Być może niektórzy z Was czytali fragmenty prezentowanej na tym blogu powieści o roboczym tytule "Yellowknifer".
Z przyjemnością informuję, że powieść ta niebawem ukaże się w sprzedaży pod tytułem "Cynamonowe dziewczyny".
Zapraszam na stronę zapowiedzi Wydawnictwa Replika http://www.replika.eu/index.php?k=ksi&s=zap&id=595


środa, 4 listopada 2015

Czarny kot

     Czarny kot zastygł w bezruchu na środku jezdni. Wstrząsnął się, zjeżył sierść, zadarł ogon, potem kilkoma susami dopadł pobocza. Andrzej drżącą dłonią wrzucił wsteczny bieg i niebieski opel kadett z brzękiem oderwał się od latarni.



     – Rozpieprzyłeś Błękitną Strzałę?! – Elka spojrzała ze współczuciem na kolegę.

     – Wszystko przez czarnego kota! Sukinsyn wbiegł mi przed maskę, automatycznie przyhamowałem, no i zniosło mnie na latarnię. Ślisko było. – Andrzej uderzył pięścią w ścianę zakładowego kiosku.

     – Czego tam! – Z wnętrza doszedł ich rozeźlony kobiecy głos. – Jeszcze nie ma dziewiątej, ciepłe dopiero dowiozą!

     Ciepły posiłek powinien być dostarczany na tyle wcześnie, by o dziewiątej kioskarka mogła rozpocząć sprzedaż, ale zawsze docierał do zakładu znacznie później, co nieodmiennie wywoływało irytację głodnych pracowników. Przekleństwa i walenie pięściami w ścianę nie były tu niczym niezwykłym.

   – Kot nie może być sukinsynem. To kocinsyn – zawyrokowała Elka. – Nie, że ślisko było, tylko znowu jechałeś po pijaku – wytknęła bezlitośnie.

     – Zaraz tam po pijaku, ledwo litra we trzech obróciliśmy! A przez tego czarnego zasrańca same nieszczęścia. Musiałem na bazie postawić trzy Vistule, żeby mi to po cichu wyklepali, a żona się obraziła, bo miałem ją zawieźć do Łeby. W dodatku zapomniałem o kiełbasie w bagażniku i mi zeżarli.

     Ela chciała pocieszyć kolegę, lecz nim zdążyła się odezwać, obok nich przystanął sekretarz POP.

     – Dzień dobry. Można wiedzieć, czemu nie był pan na ostatnim zebraniu partyjnym?

     – Gdybym wiedział, że to ostatnie, tobym z całą rodziną przyszedł – odpalił Andrzej słowami starego dowcipu. W kolejce rozległy się ukradkowe śmiechy, a sekretarz poczerwieniał.

     – Zobaczymy, czy na egzekutywie też będzie pan miał ochotę do żartów!

   Odwrócił się i odszedł, ścigany głośnym rechotem kolejkowiczów.

    – Teraz to dowaliłeś jak dzik w sosnę! – Dziewczyna pokręciła głową na wpół ze zgrozą, na wpół z podziwem.

     – Mówię ci, Ela, wszystko przez tego czarnego! Sukinsyn czy nie, ale skurwysyn na pewno!


czwartek, 17 września 2015

Życie z drugiej ręki - Anna Grzyb

 

Życie z drugiej ręki

Anna Grzyb 




Wydawnictwo: Szara Godzina

Rok wydania: 2015 

 

 

Życie z drugiej ręki to debiut powieściowy Anny Grzyb, znanej blogerki i recenzentki. Tym razem stanęła po przeciwnej stronie barykady i zamiast oceniać, sama poddała się ocenie czytelników. To oni zdecydują, czy sprostała postawionemu przed sobą zadaniu.
Powieść opowiada o życiu w małym mieście na prowincji, z dala od wielkiego zgiełku i wielkich wydarzeń, a jej bohaterowie to zwyczajni ludzie zmagający się ze zwykłymi, codziennymi problemami.
Miasteczko Anny Grzyb jest dokładnie takie jak tysiące mu podobnych w różnych rejonach Polski. Życie towarzyskie kwitnie głównie w sklepie, gdzie codziennie spotykają się te same osoby, przekazując sobie najświeższe (nie zawsze prawdziwe) informacje o tym, kto zmarł, kto się urodził, a kogo zdradziła żona. Nie ma tutaj miejsca na anonimowość, wszyscy wiedzą wszystko o innych. A przynajmniej tak im się wydaje, najłatwiej bowiem jest oceniać na podstawie kilku powierzchownych obserwacji.
W takim właśnie miasteczku mieszka Anita – niepracująca matka dwóch córek, uważana przez inne kobiety za szczęściarę. „Nic nie musisz. Wstajesz, kiedy chcesz, gotujesz, jak ci się zachce, a jak znamy życie, to pewnie gotowe kupujesz. Nie pracujesz, nie musisz dwoić się i troić. Co ty masz w ogóle do roboty”? Tymczasem bohaterka wcale nie uważa, by należała do wybrańców losu i któregoś dnia postanawia odmienić swoje życie, by nie było już dłużej życiem z drugiej ręki.
Podobała mi się ta opowieść o małym miasteczku, z jego wszystkimi wadami i zaletami, przedstawiona prosto, bez upiększeń i górnolotnych słów. Polubiłam Anitę za jej dążenie do zmian, chęć działania, wydanie walki biernemu oczekiwaniu na zmiłowanie losu. Podobało mi się również to, że nie była to walka o wielkie cele, lecz o ubarwienie szarej rzeczywistości kolorami tęczy.
I podobał mi się język autorki, pięknie współgrający z poruszanym tematem. Anna Grzyb nie używa wymyślnych metafor i karkołomnych porównań, nie szafuje również komunałami. Zdania są doskonale wyważone, dokładnie oddające to, co autorka chciała nam przekazać.
To, czego mi w tej książce zabrakło, to emocje. Czytałam o nagłych zwrotach w życiu Anity… i nic. Nie poczułam tego, co powinnam była poczuć. Powinnam przeżywać wraz z Anitą gniew, dumę czy radość. Nie przeżyłam, przyjęłam jedynie do wiadomości, a tak nie powinno być.
Autor powinien umieć tak przedstawić wydarzenia, by czytelnik miał do dyspozycji coś więcej niż tylko suchą relację. Na tym polu Anna Grzyb może nie całkiem poległa, ale też nie odniosła zwycięstwa. Nazwałabym to remisem ze wskazaniem na przeciwnika.
Z opisu na okładce dowiedziałam się, że autorka pisze kolejną powieść. Ufam, że przy jej lekturze doświadczę tych uczuć, które ominęły mnie przy Życiu z drugiej ręki. Wszak wszyscy uczymy się na błędach.
Książkę polecam wszystkim lubiącym spokojne opowieści bez spektakularnych akcji i wielkich dramatów. Książki o codzienności, która przecież również warta jest uwagi, bo to właśnie z niej składa się nasze życie.

Cień Sprzedawcy Snów - małe podsumowanie

    
         Minęły dwa lata od chwili, gdy zaczęłam pisać Cień Sprzedawcy Snów.

     Pierwsze zdania napisałam piątego września 2013 roku, skończyłam trzeciego grudnia, a prawie dokładnie po roku, piątego grudnia 2014, książka miała swoja premierę.

    Teraz wreszcie dojrzałam do spojrzenia na moje dzieło z dystansu i mogę zdobyć się na obiektywną ocenę. A ta nie jest tragiczna. Wprawdzie nie napisałam arcydzieła, przed którym wszyscy z pokorą pochylą głowy, ale nie mam też się czego wstydzić, choć dzisiaj napisałabym ją nieco inaczej.

    Dokonałam porównań z książkami innych debiutantów (również tymi bardzo wysoko ocenionymi) i stwierdziłam, że Cień Sprzedawcy Snów od nich nie odbiega. Tak w nim, jak i w nich znajdują się niezbyt zręczne sformułowania oraz fragmenty, które można było wykreślić jako niewnoszące nic do opowiadanej historii. Pod względem redakcyjnym i korektorskim książka również mieści się w normie, poziom błędów nie wykracza poza zwykłe standardy.

    Tym samym mogę z pełnym przekonaniem oświadczyć, że Cień Sprzedawcy Snów nie jest bękartem, którego istnienie należy ukrywać. Jest moim prawowitym dzieckiem.



wtorek, 15 września 2015

Szczęściarz - Krzysztof Golczak

 

 

Szczęściarz 

 

Krzysztof Golczak

 


Wydawnictwo: RW2010

 

Rok wydania: 2015 

 

 

Powieść Szczęściarz Krzysztofa Golczaka zdobyła pierwsze miejsce w organizowanym przez Oficynę Wydawniczą RW2010 konkursie na powieść kryminalną i jest to laur całkowicie zasłużony, Szczęściarz bowiem to jeden z najbardziej udanych debiutów literackich, z jakimi miałam okazję się zapoznać.
      Krzysztof Golczak napisał doskonale klasyczny kryminał. Dostajemy trupa, ekipę śledczą oraz podejrzanych i, co ważne, zamiast zmierzać do rozwiązania, zagadka z każdą chwilą robi się bardziej skomplikowana, wszystkie bowiem domysły okazują się błędne.
       Autor od pierwszych zdań wprowadza nas w wartką akcję, pełną nieoczekiwanych zwrotów, plastyczne zaś opisy sprawiają, że uczestniczymy w zdarzeniach, a nie jedynie o nich czytamy. Podobnie dialogi, naturalne, realistyczne aż do bólu.
       I ten właśnie realizm jest największym atutem powieści. Jestem pełna podziwu dla autora za dokonanie tak dokładnego researchu pracy policyjnej. Nigdy dotąd nie czytałam książki, która by do tego stopnia odzwierciedlała rzeczywiste działania policjantów prowadzących śledztwo, jak właśnie Szczęściarz.
       Kolejnym atutem są bohaterowie. Mają wzloty i upadki, słabsze dni i przebłyski geniuszu, potrafią też niekiedy zachowywać się głupio i irracjonalnie. Nie są idealni. Są po prostu ludźmi.
      Jedynym odnotowanym przeze mnie minusem jest pewna sztampowość w kreacji głównego bohatera.
     Podkomisarz Jastrzębski został przedstawiony jako osobnik cyniczny, wypalony pracą, szukający ucieczki w alkoholu, a takich bohaterów spotykamy ostatnio w co drugiej powieści kryminalnej. Oczywiście obowiązkowo taka postać musi też mieć nieudane życie osobiste.
      To jedno nieco mnie irytowało w Szczęściarzu, bo pomysł jest mocno ograny, przy czym mający niewiele wspólnego z rzeczywistością. W niej bowiem tacy policjanci wcale nie występują tak często, jakby to wynikało z lektury kryminałów.
      Ten drobny mankament nie ma jednak wpływu na ogólny odbiór książki, ta bowiem jest naprawdę dobra. Warto poświęcić jej czas.

środa, 9 września 2015

niedziela, 6 września 2015

"Czterdzieści metrów samotności" wygrało!


Muszę się pochwalić! Prezentowane na tym blogu moje opowiadanie Czterdzieści metrów samotności wygrało konkurs na opowiadanie miesiąca  na forum literackim Opowiadania.pl
Jestem bardzo szczęśliwa i dumna z tego powodu. To mój pierwszy literacki laur.


poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Jedyne wyjście - Ryszard Ćwirlej

 

Jedyne wyjście

 

Autor: Ryszard Ćwirlej


Wydawnictwo: Filia 

Rok wydania: 2015

 

 

Ocena: -5/6


Najnowsza powieść Ryszarda Ćwirleja zaskakuje, i to niejednokrotnie. 
Przede wszystkim czasem akcji, tym razem bowiem nie przeniesiemy się w lata osiemdziesiąte, lecz pozostaniemy we współczesności. Nie będziemy przemierzać ulic Poznania w towarzystwie Freda, Mirka i Teosia, nie pośmiejemy się ze słownych potyczek milicjantów z esbekami.
      Zaskakuje również osobą głównej bohaterki. W poprzednich powieściach postaci kobiece nie były zbytnio wyeksponowane i pełniły raczej marginalną rolę. W „Jedynym wyjściu” natomiast, młoda policjantka Aneta Nowak jest postacią kluczową. 
 
     Przypominająca nieco charakterem Mirka Brodziaka, Aneta Nowak jest pełna zapału i determinacji. Złapawszy trop, bez wahania ryzykuje swoją karierą i, być może, dalszą pracą w policji, byle tylko dopaść sprawcę porwania syna wpływowego biznesmena. Równolegle do tych działań Aneta z uporem poszukuje zaginionej koleżanki, wyczuwając intuicyjnie, że za zniknięciem młodej kobiety kryje się coś niepokojącego. Wychodzi ze słusznego założenia, że uciekając od męża, matki raczej nie pozostawiają malutkich dzieci.
 
     „Jedyne wyjście” to kilka kryminalnych wątków, sprawiających wrażenie oddzielnych zagadek kryminalnych, lecz gdy zaczniemy zagłębiać się w treść książki, intryga zaczyna przybierać konkretny kształt. Odkrywamy, że macki wyrastają z jednego organizmu, a mimo to nie jest łatwo wytypować sprawcę i w dalszym ciągu gubimy się w domysłach.

     Najnowsze dzieło Ryszarda Ćwirleja to prawdziwa uczta dla wielbicieli gatunku. Nie dość, że fabularnie powieść jest rasowym kryminałem, spełniającym aż nadto wszelkie uwarunkowania tego gatunku, to jeszcze napisana została cudownie plastycznym stylem. Błyskotliwe, dowcipne dialogi i barwne opisy nadają jej niepowtarzalny klimat, a wplecenie w treść dobrze znanych postaci z poprzednich książek stanowi dodatkowy bonus. To tak, jakby spotkało się starych, dobrych znajomych po długim okresie niewidzenia. 
 
     „Jedyne wyjście” jest wspaniałą lekturą, wciągającą do tego stopnia, że gdy już się zacznie czytać, jedynym wyjściem jest doczytać do końca.

sobota, 25 lipca 2015

Eperu - Augusta Docher

 

Eperu

Pierwsza część cyklu "Wędrowcy" 

Autor: Augusta Docher 


Wydawnictwo: BIS

Rok wydania: 2015

 

Ocena: -6

 

Bohaterami powieści „Eperu”, będącej debiutem Augusty Docher, są Anna Wilk i Leo Black. Spotykają się przypadkiem i od pierwszej chwili czują wzajemną fascynację, mimo że, teoretycznie, nie istnieje nic, co mogłoby ich łączyć. Ona jest zwyczajną, choć może bardziej niż jej rówieśnice poważną i wrażliwą dziewczyną. Dopiero poznaje smak dorosłości, nie ma żadnego doświadczenia w kontaktach z płcią przeciwną, a już tym bardziej w kontaktach z kimś takim jak on. Leo bowiem to dojrzały, będący u szczytu sławy mężczyzna, stanowiący obiekt westchnień całej rzeszy fanek, w dodatku ukrywa on pewną tajemnicę.
     Czy miłość Anny i Leo okaże się bezwarunkowa i na tyle silna, by pokonać bariery uwarunkowane odmiennością? Na to pytanie nie odpowiem, gdyż nie chcę zostać ofiarą linczu.

      Przeczytałam gdzieś, że powieść ta jest skierowana do młodych dziewcząt. Bardzo mnie to ucieszyło, oznacza bowiem, że zaliczam się ich grona, jako że książka zafascynowała mnie od pierwszych stron.
       Historia Anny i Leo intryguje i wciąga, nie pozwalając czytelnikowi odejść, dopóki nie pozna jej do końca.
     Urzekł mnie styl autorki, jej pełne niewymuszonego dowcipu dialogi i płynna, plastyczna narracja, przez co tekst do tego stopnia emanuje emocjami, iż odnosi się wrażenie, że niemal możemy ich dotknąć.
      Równie nienaganna jest kreacja bohaterów. Augusta Docher stworzyła ich w taki sposób, jakby przedstawiała nam swoich przyjaciół, toteż nic dziwnego, że od początku stają się nam bliscy.
     Niestety książka ma dwie istotne wady. Po pierwsze, jest stanowczo zbyt krótka. A po drugie, kończy się w takim momencie, że będziemy z zapartym tchem odliczać dni do ukazania się drugiej części.

 

środa, 22 lipca 2015

Druga część wiślańskiego cyklu

Tych, którzy polubili Konrada i Petrę i są ciekawi ich dalszych losów, z pewnością zainteresuje fakt, że zostanie wydana druga część wiślańskiego cyklu.
Powieść ukaże się w 2016 roku nakładem wydawnictwa Replika.



środa, 17 czerwca 2015

Wiedźma z Półróży - Katarzyna Łatka


 

 

 

Wiedźma z Półróży

 

autor: Katarzyna Łatka

 

rok wydania: 2015

 



Nigdy dotąd nie pisałam o poezji, bo choć lubię czasem zagłębić się w jej świat, nie posiadam dostatecznej wiedzy, by móc oceniać jej jakość. Ten tekst również nie będzie oceną, a jedynie garścią luźnych uwag na temat Wiedźmy z Półróży – drugiego tomiku wierszy Katarzyny Łatki.
Tomik ten jest mi szczególnie bliski, moje nazwisko bowiem widnieje w nim na stronie podziękowań autorki skierowanych do przyjaciół.
Katarzyna Łatka swobodnie operuje słowem, kreując świat pełen miłości. Przekazuje czytelnikowi, że niejednokrotnie miłość ta jest niespełniona, bywa także zdradzona i nieszczęśliwa, jednak nieodmiennie towarzyszy nam we wszystkich chwilach naszego życia.
Poprzez zastosowane przez autorkę bogate środki stylistyczne rozpoznajemy tę miłość w każdej strofie, czujemy, możemy niemal jej dotknąć. I nie jest ważne, czy podmiotem lirycznym jest człowiek, zwierzę, przyroda, czy też burza lub wschód słońca. Kasia kocha otaczający ją świat i to uczucie płynie ku nam z jej wierszy.
Widzimy w nich miłość jako nierzadko gorzkie wspomnienie, jako tęsknotę ta tym, co było lub być mogło i jako siłę sprawczą wszelkich działań, a ubrane w epitety i metafory zdania pozwalają nam dzielić z autorką jej cudowny świat.
Tych kilka uwag o Wiedźmie z Półróży mogę podsumować tylko dwoma słowami: Dziękuję, Kasiu.

  

niedziela, 14 czerwca 2015

"Wiślański spacerek" oraz "Skutki studiowania ekonomii" - w Drabble na niedzielę.

Na pierwszej stronie mój szorcik "Wiślański spacerek", a na trzeciej drabbelek "Skutki studiowania ekonomii".

Do napisania tych tekstów zainspirowały mnie wspomnienia. Czasami warto wrócić pamięcią do dawnych przeżyć, nawet jeśli zrobiło się wówczas z siebie  matoła.


http://werydnn.pl/DNN/DNN_nr_66_2015.pdf

piątek, 12 czerwca 2015

Czterdzieści metrów samotności




         Tak mnie naszło, żeby napisać coś w nowej dla mnie konwencji.
        No i napisałam, używając niestosowanego dotąd przeze mnie czasu i osoby. Wyszło jak wyszło...




     
Przez dochodzący z łazienki szum wody przebija się kobiecy śpiew. To ona. Ma piękny głos i lubi, gdy inni jej słuchają i gdy ją chwalą. Masz ochotę pobiec i powiedzieć, jak bardzo podoba ci się ta piosenka, lecz jeden rzut oka na zachmurzoną twarz mężczyzny powoduje, że kulisz ramiona, chcąc w ten sposób stać się mniejszą, może nawet niewidzialną. Wiesz, że on cię nie lubi, że przeszkadza mu twoje istnienie.
      Odrywasz wzrok od ekranu, widząc, że wyszła z łazienki. Obserwujesz ją spod zmrużonych powiek, przeczuwając, co zaraz nastąpi. Nie na darmo ubrała nową bluzkę z cekinami i dużym dekoltem. Króciutka spódniczka podkreśla piękną figurę i zgrabne nogi obute w czarne czółenka na wysokich obcasach.
On również patrzy na kobietę, lecz w jego wzroku nie ma zachwytu, tylko irytacja.
    – Dosyć już tego marudzenia! – warczy. – Pospiesz się, klient nie będzie czekać w nieskończoność.
     Jej uśmiech mógłby zmiękczyć skałę, ale nie tego zagniewanego mężczyzny o złym spojrzeniu i zaciętej twarzy.
    – Nie ma innego sposobu? Koniecznie muszę rozkładać się przed tym facetem?
     – Wiesz dobrze, że nie mamy pieniędzy. Jak chcesz nakarmić dzieciaka i zapłacić czynsz? Chyba nie myślisz, że ja będę zapierdzielać na budowie, żebyś ty mogła leżeć do góry dupą?!
     Ze złością szarpie kobietę za rękę, ciągnąc w stronę drzwi. Zamykasz oczy, by tego nie widzieć. Chciałabyś móc zamknąć również uszy, by nie docierał do ciebie jego podniesiony, szczekliwy głos. Słyszysz stukot obcasów. Zbliża się, zamiast oddalać. Otwierasz oczy i widzisz ją tuż obok. Pochyla się nad tobą, szepcząc do ucha:
     – Przykro mi, kochanie. Naprawdę muszę iść, ale nawet się nie obejrzysz, a już będę z powrotem. Za to jutro pójdziemy do parku…
     Na zniecierpliwione syknięcie urywa gwałtownie i już nie zwraca na ciebie uwagi. Idzie za nim, ta piękna, mocno umalowana pani, której w gruncie rzeczy wcale nie znasz, mimo że jest całym twoim światem.
     Drzwi zamykają się za nimi, słyszysz szczęk klucza obracającego się w zamku. Wzruszasz ramionami. Przecież tak naprawdę nie wierzyłaś, gdy przyrzekała, że już nigdy nie zostawi cię samej. Masz niecałe sześć lat, lecz zdolności rozpoznawania kłamstw mógłby ci pozazdrościć niejeden dorosły. Tyle ich słyszałaś w swoim króciutkim życiu, że kilka więcej nie robi żadnej różnicy.
     Ponownie wbijasz wzrok w maleńki ekran telewizora, z uwagą śledząc losy bohaterów. Nie przeszkadza ci czarno-biały obraz, skąd mogłabyś wiedzieć, że film jest kolorowy? Nigdy dotąd nie miałyście telewizora. Kupiła go dzisiaj. A może ukradła? Najważniejsze, że go przyniosła, a potem on, ten pan, który ostatnio tak często do niej przychodzi, jakimś sposobem sprawił, że stara, zniszczona skrzynka zaczęła działać.
     Mijają minuty. Bajka już się skończyła, a ty jesteś głodna. Idziesz do kuchni, niewiele większej od toalety w przychodni. Mieszkanie ma zaledwie czterdzieści metrów, lecz blisko połowę powierzchni zajmuje pomieszczenie, do którego nie macie prawa wstępu. Gospodarz trzyma tam swoje rzeczy i za każdą bytnością pilnuje, czy aby, wychodząc, zamknął drzwi na klucz. Wasz jedyny pokój jest niewielki, mieści się w nim szafa, komoda i dość duże łóżko, w którym sypiacie razem, bo drugiego nie byłoby gdzie wstawić. W kuchni stoi kilka szafek i wciśnięty w kąt wąski stolik. Gdy wysuwacie go na środek, żeby usiąść do obiadu, blokuje przejście do kuchenki gazowej. Ona zawsze się z tego śmieje, mówiąc, że dzięki temu jest szczupła, że gdyby przytyła, mogłaby się zaklinować i na zawsze zostać uwięzioną między stołem a kuchenką.
     Zaglądasz do lodówki i krzywisz się, widząc, jak niewielki masz wybór. Dotykasz lepkiej kiełbasy, ze wstrętem cofasz dłoń i wycierasz ją w nogawkę dżinsów, potem decydujesz się na żółty ser. Wygląda apetycznie. Zabierasz trzy plasterki i wraz z niedojedzoną rano kromką chleba zanosisz do taboretu, który w waszym pokoiku pełni funkcję stolika okolicznościowego. Patrząc na niezrozumiałe sceny na ekranie, zjadasz swoją kolację, popijając colą czerstwe pieczywo.
     Pan i pani najpierw się kłócą, potem całują, wreszcie zaczynają się rozbierać.
     – Będą robić seks – mruczysz sennie i przymykasz oczy.
     Gdy on do niej przychodzi, musisz spać w kuchni na materacu i nie wolno ci ich podglądać. Kiedyś nie wytrzymałaś, cichutko wślizgnęłaś się do pokoju i obserwowałaś, dopóki cię nie zauważyli. Biła cię wtedy tak mocno, że aż musiał ją ociągnąć, ale dzięki temu wiesz, jak to jest, gdy ludzie robią seks.
     Budzi cię dziwny szum. To telewizor tak szumi, a ekran migocze białymi punkcikami. Jest ci zimno, bo zasnęłaś na kołdrze. Drażni cię migoczący i szumiący odbiornik, lecz nie wiesz, jak go wyłączyć, więc naciągasz kołdrę na głowę i znów zapadasz w sen.
     Po przebudzeniu sprawdzasz, czy wróciła. Nie ma jej. Wcale się nie boisz, bo to nie pierwszy raz. Przez chwilę patrzysz na panią z telewizora, ale po chwili nudzi cię program, którego nie rozumiesz. Wyciągasz spod łóżka książkę i zaczynasz czytać. Czytałaś ją już wiele razy, lecz nie masz innej, a wymyślony dawno temu świat nieodmiennie cię fascynuje. Ponownie przeżywasz radości i smutki Sary Crewe, wyobrażając sobie, że jesteś nią. Chciałbyś być nią.
     Nikt nie wie, że masz tę książkę. Nikt się nawet nie domyśla, że umiesz czytać i pisać. Liczyć też już umiesz, na razie do dziesięciu. Sama nie wiesz, jakim sposobem posiadłaś te umiejętności, lecz nie chcesz, żeby ktoś się o tym wszystkim dowiedział. Żeby ona się dowiedziała. Boisz się, że znowu będzie cię bić, jak wtedy, gdy przeczytałaś jej wierszyk o słowiku. Myślałaś, że się ucieszy.
     – Nie cygań, smarkulo! – syczała, a jej śliczną twarz wykrzywił grymas odrazy. – Na pewno nauczyłaś się na pamięć tego pieprzonego wierszyka i myślisz, że dam sobie wcisnąć ciemnotę. Jesteś za mała na czytanie.
     – Wcale nie cyganię. Ja naprawdę umiem go przeczytać! – Próbowałaś się bronić, lecz ona nie słuchała. – Nauczyłam się, kiedy ty mi go czytałaś.
     – Zamknij się! Zamknij tę parszywą gębę! Nikt normalny sam się nie nauczy czytać. Słyszysz? Nikt! Oszukujesz!
     Szarpała cię za ramię w takt swoim słowom. Niebacznie pokręciłaś głową, chcąc zaprzeczyć, a wtedy zaczęła cię bić. Po twarzy, głowie, ramionach. Nie przestała nawet wtedy, gdy upadłaś. Bolało tak bardzo, że nawet nie zauważyłaś, kiedy usiadła obok, dopiero jej płacz, wtórujący twojemu, wyrwał cię z odrętwienia.
     – Ja już nie będę! – Szlochałaś żałośnie, tuląc się do niej. – Naprawdę! Ja nie wiedziałam, że to brzydko tak robić.
     – Nie płacz, dziecinko. – Objęła cię ramieniem, całując w zaczerwieniony, podbiegający opuchlizną policzek. – Już dobrze. Obiecaj, że nigdy więcej nie będziesz kłamać o czytaniu, bo ludzie pomyślą, że coś jest z tobą nie tak. Nie chcę, żeby mówili o tobie, że jesteś kłamczuchą. Za miesiąc pójdziesz do zerówki, tam nauczysz się czytać. Jesteś mądrą dziewczynką i na pewno będziesz się dobrze uczyć.
     Potem kupiła ci książeczki do kolorowania i znowu było dobrze. Zapamiętałaś tę lekcję i od tamtej pory zawsze udawałaś, że tylko oglądasz obrazki, a potem prosiłaś, żeby ci poczytała.
     Kiedyś pani doktor z przychodni powiedziała do pielęgniarki, że jesteś nieprzeciętnie zdolna. Nie wiedziałaś, co to oznacza, a gdy ci wytłumaczyła, błagałaś, szlochając rozpaczliwie, żeby nikomu o tym nie mówiła. Żeby nie powiedziała jej. Obiecała, że będzie milczeć. Nie uwierzyłaś jej i przez następne dni bałaś się tak, że aż wymiotowałaś ze strachu, lecz ku twojemu zdziwieniu pani doktor dotrzymała obietnicy.
     Książkę o Sarze Crewe znalazłaś na śmietniku, gdy poszłaś opróżnić kubeł. Nie ma okładki i trzech pierwszych kartek, ale i tak ją czytasz, gdy jesteś sama. Marzysz o tym, że kiedyś dowiesz się, jaki nosi tytuł.
     Znowu jesteś głodna. Dojadasz ser, tym razem bez chleba. Kiełbasę wyrzucasz do kosza, śmierdzi. Cola już się skończyła. Popijasz ser wodą z kranu i wracasz na łóżko, do swojej księżniczki i wyobrażasz sobie, że twoja mama zaginęła jak jej tatuś. Niedługo się odnajdzie. Wróci, a wtedy pójdziecie do parku karmić wiewiórki. Tylko wy dwie, bez niego. Z nim nie byłoby przyjemnie, bo ciągle by się złościł i niecierpliwił.
     Marzysz, żeby sobie poszedł i nigdy już nie wrócił. Nie chcesz, by z wami mieszkał, by na ciebie krzyczał. Nie chcesz, żeby ją bił.
     Godziny mijają. Doczytałaś już książkę, teraz zabierasz się do rysowania. Szkoda, że zapomniała o naostrzeniu brązowej kredki. Zastanawiasz się, jakim kolorem narysować pień drzewa. Decydujesz się na czerwony, potem leciutko muskasz pień czarną kredką i śmiejesz się z zachwytu, widząc, że uzyskany w ten sposób kolor bardzo przypomina brąz.
     Nadal nie wróciła. Przysuwasz taboret do okna, wspinasz się na niego i spoglądasz przez szybę. Chcesz zobaczyć, czy ona nie nadchodzi, lecz jest już zmierzch, a koło domu nie ma latarni i nie jesteś w stanie niczego dojrzeć. Odchodzisz od okna ze skulonymi ramionami. Tęsknisz.
     Bajka nie jest taka ładna jak wczoraj, lecz i tak ją oglądasz. Potem wsuwasz się pod kołdrę i zamykasz oczy. Jesteś głodna, a w lodówce została tylko konserwa, której nie potrafisz otworzyć. I chleb w reklamówce, ale nie umiesz go pokroić. Chcesz spać, żeby nie czuć ssania w żołądku. Chcesz spać, żeby nie tęsknić.
     Budzisz się głodna i spragniona. Biegniesz do kuchni i łapczywie pijesz wodę z kranu, potem wyciągasz chleb z reklamówki. Sięgasz po nóż i przez chwilę usiłujesz sobie przypomnieć, jak ona to robiła. Boisz się wielkiego ostrza, przed którym tyle razy cię ostrzegała.
     – Nie dotykaj – mówiła – bo się skaleczysz i będzie ci leciała krew.
     Odkładasz nóż i zębami szarpiesz skórkę, usiłując dostać się do miąższu. Obgryzasz chleb, chichocząc, bo wyobraziłaś sobie jej minę, gdy zobaczy twoje dzieło. Pewnie powie:
     – Ojej, co mu się stało? Czemu jest taki łysy?
     Dławisz się starym pieczywem i znów podstawiasz kubek pod kran. Wolałabyś ciepłą herbatę, lecz nie wolno ci włączać kuchenki gazowej. To niebezpieczne.
     Wracasz na łóżko i oglądasz telewizję. Niewiele z tego rozumiesz. Jacyś panowie kłócą się, krzyczą i machają rękami. Wyglądają tak pociesznie, że śmiejesz się głośno, żałując, że ona nie śmieje się razem z tobą.
     Potem stoisz na taborecie przy oknie i spoglądasz na ulicę. Nie chcesz przegapić jej powrotu. Po pewnym czasie zaczynają cię boleć nogi. Klękasz na taborecie, opierasz łokcie o parapet i tak trwasz, aż wreszcie, pokonana, powłócząc zdrętwiałymi nogami, znów kładziesz się do łóżka. Nie masz ochoty czytać o mglistym Londynie. Bezmyślnie wpatrujesz się w ekran, zastanawiając się, czy ona dzisiaj wróci. Powieki opadają, lecz uparcie walczysz ze snem. Chcesz być przytomna, gdy stanie w drzwiach.
     Jednak zasnęłaś. Gdy się budzisz, za oknami jest już ciemno.
    Obgryzłaś chleb do reszty. Pozbawiony skórki przywodzi ci na myśl oskubanego kurczaka i, chichocząc, odrywasz spory kawałek. Dojadasz go przed ekranem, bo właśnie zaczęła się bajka. Przypominasz sobie jej słowa, że będziecie razem oglądać telewizję. Walczysz z dławiącym cię płaczem, lecz łzy płyną same, nieposłuszne i uparte. Wtulasz buzię w poduszkę, nie chcesz, żeby sąsiedzi posłyszeli twój płacz, bo wtedy będzie krzyczała. Zmęczona łkaniem, znów zasypiasz.
     Budzi cię czyjś głos. Zrywasz się z łóżka. Jesteś taka pewna, że wróciła, tak bardzo pewna! Ale to tylko pani z telewizora coś mówi. Nienawidzisz jej za to, że nie jest nią.
     Czujesz się brudna, już tyle czasu się nie myłaś i nie przebierałaś. Wyciągasz ze starej komody czyste majtki, przystawiasz taboret do szafy, by móc dosięgnąć do półki z ubraniami.
     W łazience rozbierasz się i po chwili drżysz z zimna pod strugami lodowatej wody. Bojler jest wyłączony, by niepotrzebnie nie pobierał prądu, a ty nie potrafisz go uruchomić. Po kąpieli, mimo przenikającego na wskroś chłodu czujesz się lepiej. Cieszysz się na myśl o jej pochwałach, gdy dowie się, że tak dobrze potrafisz o siebie zadbać.
     Na chlebie pojawiła się pleśń. Ma gorzki, obrzydliwy smak, więc zdrapujesz ją łyżeczką. Gdy zaspokoiłaś głód, niewiele już zostało z całego jeszcze niedawno bochenka. Nie przejmujesz się tym, przecież dzisiaj na pewno wróci!
     Po wypiciu dwóch kubków wody znowu drżysz z zimna. Zagrzebujesz się w kołdrę, wyobrażając sobie, że jesteś nieszczęśliwą Sarą Crewe, drepczącą w dziurawych bucikach po zabłoconych ulicach Londynu.
     – Jestem księżniczką, a księżniczki nie płaczą – powtarzasz jej słowa w poduszkę. Mimo tych słów po chwili poszewka jest mokra od łez.
     Z płytkiej drzemki wyrywa cię kobiecy głos. Wyskakujesz spod kołdry i po chwili siadasz ciężko, jak stara, zmęczona kobieta. To tylko sąsiadka przemawiała do swojego jamnika, to nie ona!
     Dziwi cię, że jest już ciemno. Nigdy tyle nie spałaś, nie jesteś przecież dzidziusiem. I dlaczego jest tak zimno? Wkładasz kurtkę, zaciągasz zamek wysoko pod szyję i idziesz do kuchni. W ustach czujesz niesmak, boli cię gardło. Woda gasi pragnienie, lecz przez nią czujesz jeszcze większy chłód. Każdy krok sprawia ci ból. Pojękując, sięgasz po reklamówkę i widzisz, że żałosna resztka chleba cała jest pokryta pleśnią. Mimo to próbujesz go jeść, zbyt jesteś głodna, by wybrzydzać, lecz próba przełknięcia pierwszego kęsa wywołuje wymioty. Wyrzucasz chleb do kosza. Płaczesz.
     Po kilku godzinach skręca cię z głodu. Wyjmujesz konserwę z lodówki, podważasz łyżeczką uchwyt wieczka i zaczynasz ciągnąć. Odgięło się leciutko, na tyle dużo, byś mogła poczuć cudowny zapach mięsa, lecz zbyt mało, byś mogła się do niego dostać. Próbujesz ponownie, mocno zaciskając małe paluszki na uchwycie. Szarpiesz niecierpliwie, widząc coraz mocniej odchylające się wieczko i nagle puszka wyślizguje się z rąk, zahaczając o dłoń.
     Krzyczysz z bólu i szoku, patrząc na krew spływającą na podłogę i wpół otwartą konserwę. Nie masz odwagi sprawdzić, jak mocno się zraniłaś. Owijasz dłoń ścierką do naczyń i wracasz do pokoju, przed telewizor, bo właśnie zaczęła się bajka. Jest ci tak zimno, że dodatkowo naciągasz kaptur na głowę, a gdy na ekranie pokazują się napisy, zwijasz się w kłębek pod kołdrą i zasypiasz niespokojnym snem, przerywanym co chwilę jękiem bólu, gdy urażasz się w zranioną dłoń.
     Rano zastanawiasz się, jak długo już jesteś sama. Usiłujesz to obliczyć ilością oglądanych bajek, ale nie jesteś pewna, czy było to cztery, czy pięć razy. Nie masz ochoty wychodzić z łóżka, lecz męczy cię pragnienie. Drepczesz do kuchni, dziwiąc się, dlaczego twoje nogi są tak słabe, że musisz przytrzymywać się ściany, żeby nie upaść. Nalewasz wodę do kubka, a po namyśle zdejmujesz z kuchenki czajnik i podstawiasz pod kran. Dzięki temu będziesz mogła napełnić kubek bez konieczności wychodzenia z łóżka. Z trudem udaje ci się zanieść czajnik do pokoju, jest zbyt ciężki dla twojej małej ręki, mimo że napełniłaś go tylko w połowie. Niezdarnie przytrzymujesz go drugą ręką, tą, która owinięta zakrwawioną ścierką nieustannie pulsuje tępym bólem.
     Ustawiasz kubek i czajnik na taborecie ustawionym koło łóżka i ściągasz kurtkę. Już nie czujesz zimna. Jest ci gorąco, tak bardzo, że strumyczki potu spływają ci po plecach, a mokra bluzka lepi się do ciała. To obrzydliwe!
     Zestawiasz na podłogę kubek i czajnik, przenosisz taboret ku szafie, wspinasz się, by dosięgnąć ubrań. Udało się! Wyszarpujesz bluzkę, opuszczasz rękę i wtem nagły zawrót głowy sprawia, że tracisz równowagę. Przy niezdarnej próbie uchwycenia się czegoś uderzasz głową o kant szafy, gdy padasz na podłogę, słyszysz dziwny trzask, jakby pękała gałązka. Chcesz się podnieść i wtedy zauważasz, że twoja ręka jest wygięta pod nieprawdopodobnym kątem. Dopiero wtedy przychodzi ból, potworny i niewyobrażalny. Mdlejesz.
     Znowu jest zimno. Wiesz, że powinnaś położyć się do łóżka, lecz nie masz siły wstać, możesz jedynie się czołgać, ignorując ból ręki i głowy. Twoja bluzka jest poplamiona krwią, bo róg szafy przeciął skórę na skroni i boisz się, że ona będzie krzyczeć, kiedy to zobaczy.
     Doczołgałaś się do łóżka. Próbujesz się na nie wdrapać, jednak nie masz dość sił, by wystarczyła do tego jedna ręka, w dodatku rana od puszki znowu zaczęła krwawić. Druga ręka zwisa bezwładnie, każdy ruch wywołuje falę bólu. Bezradnie zwijasz się w kłębek pod ściągniętą z łóżka kołdrą.
     Zasypiasz, budzisz się, zasypiasz. Tak bardzo męczy cię pragnienie, że aż ciężko ci oddychać. Próbujesz dosięgnąć czajnika, stoi bliżej niż kubek i jesteś pewna, że się uda. Prawie już czujesz smak chłodnej wody w ustach. Trącasz go dłonią, a potem z rozpaczą patrzysz, jak się przewraca, zahaczając o kubek, a upragniony płyn wycieka z obu naczyń i wsiąka w wykładzinę. Czołgasz się ku kałuży i zlizujesz wilgoć, spluwając przez zęby paprochami.
    I znów na zmianę zasypiasz i budzisz się, zagubiona w tym dziwnym czasie jawo-snu, zobojętniała na wszystko. Nie czujesz już bólu i pragnienia, nie czujesz tęsknoty. Nie czujesz nic.
     Odwiedza cię Sara Crewe i głaszcząc po brudnych, zlepionych potem włosach, szepce słowa otuchy. Nie chcesz tego słuchać, bo co ona może wiedzieć o prawdziwym życiu? Jest tylko wymyśloną postacią jak jej lalka Emilka. Miejsce Sary zajmują zwierzątka z ostatniej bajki, uśmiechnięte i rozszczebiotane, zapraszające do wspólnej zabawy. Irytuje cię ich beztroska, drażnią wesołe igraszki. Krzyczysz, by odeszły, a gdy nie reagują, grozisz im pięścią, wywołując tym ruchem falę bólu.
     Otwierasz oczy, zdziwiona, że pokój wiruje, jakbyś siedziała na karuzeli, a wszystko jest tak zamazane jak wówczas, gdy dla zabawy naciągnęłaś na głowę foliową torbę. Przymykasz powieki, a kiedy ponownie je otwierasz, widzisz ją. Pochyla się nad tobą i bierze w ramiona. Wdychasz zapach jej perfum i tym razem nie przeszkadza ci, że jest odrobinę zbyt mocny. Z cichym westchnieniem wtulasz się w nią, zapominając o strachu i samotności. Tak bardzo ją kochasz.
     – Wiedziałam, że wrócisz, mamo. Przecież obiecałaś