niedziela, 29 stycznia 2017

Zima z Repliką czyli „Porwana” Róży Lewanowicz

Justyna i Łukasz Meyer wiodą z pozoru spokojne życie warszawskich mieszczuchów. On jest funkcjonariuszem Centralnego Biura Śledczego, ona pracownicą jednej z wielu stołecznych korporacji. Problemy w pracy, bezowocne starania o dziecko i wszelkie inne przyziemne sprawy przestają mieć dla nich jakiekolwiek znaczenie w dniu, w którym na oczach zdezorientowanego męża i połowy osiedla ktoś porywa żonę i odjeżdża z nią w nieznanym kierunku.

Początkowo policja wierzy, że porwanie Justyny ma związek z pracą Łukasza. W wyniku śledztwa wychodzą jednak na jaw skrywane przez kobietę tajemnice z jej przeszłości. W sprawę tajemniczego porwania zaczyna być zamieszanych coraz więcej osób, także z najwyższych szczebli władzy. Panieńskie nazwisko Justyny okazuje się znane również w kręgach wojskowych i wśród dziennikarzy. Załamany mąż odkrywa, że coraz więcej osób miało motyw by porwać, a może nawet zamordować Justynę. /
źródło opisu: Wydawnictwo Replika, 2014/

     Tyle oficjalny opis, teraz pora na moją opinię, a ta jest bardzo, ale to bardzo pochlebna.
    Rzadko się zdarza, by debiutancka książka aż tak przypadła mi do gustu. Róża Lewanowicz dała w niej czytelnikowi wszystko to, co składa się na wspaniałą lekturę: ciekawą fabułę, zagmatwaną zagadkę kryminalną, świetnie wykreowanych bohaterów i doskonały warsztat literacki.
   Kryminał jest moim ulubionym gatunkiem i naprawdę ciężko mnie tu zachwycić czy chociażby zadziwić, a autorce „Porwanej” bez większego wysiłku udało się jedno i drugie. Ta książka jest niebezpieczna, gdyż wciąga do tego stopnia, że wszystko inne przestaje mieć znaczenie  i ma się tylko jeden cel - doczytać jak najszybciej!
   „Porwana” nie jest idealna. Znalazłam w niej kilka niedociągnięć, a i główna bohaterka jest chwilami nieco „przefajnowana”, ale! Po pierwsze, nie przeszkadza to w ogólnym odbiorze, po drugie, jest to debiut, a ten nigdy nie bywa idealny. Wkrótce zacznę czytać drugą część i jestem pewna, że w „Przebudzonej” autorka wyeliminowała te usterki.
     W każdym razie poczułam się w pełni usatysfakcjonowana lekturą, do której serdecznie zapraszam.

 

piątek, 13 stycznia 2017

Ingar Johnsrud znowu nadchodzi

Niedawno miałam przyjemność zawrzeć bliższą znajomość z książką Ingara Johnsruda Naśladowcy, a już trzymam w rękach egzemplarz recenzencki drugiej powieści tego autora.

Naśladowcy średnio mnie zachwycili. Odniosłam wrażenie, że Johnsrud zapragnął dopasować treść do tytułu, czerpiąc pełnymi garściami wzorce ze skandynawskiej literatury kryminalnej, i czytając tę książkę, ciągle miałam ochotę krzyczeć „przecież to już było”.

Mam nadzieję, że podczas lektury Straceńców moje odczucia będą inne i nie okaże się, że był to czas stracony.

Wkrótce recenzja, w której podzielę się z Wami swoimi odczuciami i przemyśleniami.