sobota, 22 listopada 2014

Literatura kobieca? Definicję poproszę!

Literatura kobieca - co to konkretnie jest?

Od dawna spotykam się z tym określeniem i chociaż bardzo mnie ono intryguje i zadałam sobie wiele trudu, by znaleźć jasne i konkretne wytłumaczenie tego terminu, na nic takiego nie natrafiłam.
Znalazłam wiele mętnych określeń:
1. Książki czytane przez kobiety.
    Tłumaczenie wskazuje na podział według czytelników i pozwala domniemywać, że jeżeli te książki  zaczną czytać mężczyźni, przestaną one zasługiwać na miano literatury kobiecej.
2. Książki o tematyce kobiecej.
    Czyli jakiej?! O porodach i robótkach ręcznych? Zresztą to ostatnie też nie za bardzo dotyczy wyłącznie kobiet, bo są mężczyźni lubiący haftować i robić na drutach.
3. Książki pisane przez kobiety.
    To już jest totalną bzdurą, równie dobrze można by dzielić autorów według orientacji seksualnej.

   Wiele osób, w tym mój własny mąż, używa tego nieszczęsnego określenia, jak również jeszcze piękniej brzmiącego "babskie książki". Nie słyszałam o męskich, czy chłopskich książkach, chyba że za taką uznamy "Chłopów".

   Ciekawa jestem Waszych opinii na ten temat.

  
   
    
   


piątek, 21 listopada 2014

Czterdzieści słów rozpaczy - Giles Blunt

Czterdzieści słów rozpaczy

 

Autor:

Cykl:  John Cardinal (tom 1) 

 

Ocena: 4+/6

 

W Algonquin Bay na dalekiej Północy odkryte zostają zatopione w lodzie zwłoki dziewczynki. Po rozmrożeniu bryły lodu udaje się zidentyfikować dziecko. Dziewczynka jakiś czas temu zniknęła, lecz tylko inspektor John Cardinal z uporem prowadził poszukiwania, co w końcu doprowadziło do jego konfliktu z przełożonym. Ponieważ nie było to jedyne zaginione w Algonquin Bay dziecko, Cardinal podejrzewa, że będą kolejne ofiary. Podejrzewa też, że pewne zdarzenia z przeszłości mogą być przedmiotem wewnętrznego dochodzenia.

Pierwsza książka o Johnie Cardinalu może nie rzuciła na kolana i nie urywała różnych części ciała,
ale jest lekturą na całkiem przyzwoitym poziomie. Ładnie skonstruowana fabuła, płynny, zabarwiony humorem język i wyraźnie zarysowani bohaterowie - wszystko to sprawia, że czyta się przyjemnie. 
Dla mnie dodatkowym plusem był fakt, że dzieje się to na dalekiej Północy, którą od dawna jestem zafascynowana.
Bardzo interesująco przedstawiona jest postać zabójcy. Mamy tu obraz psychologiczny człowieka będącego we władaniu demonów zła, możemy zobaczyć, jaką radość i poczucie wielkości daje mu zabijanie. 
Na minus muszę zapisać sprawę wewnętrznego dochodzenia. Ta część jest kiepsko skonstruowana i przewidywalna aż do bólu.
Jednak w ostatecznym rozrachunku zalety książki wygrywają z wadami, co osobiście bardzo mnie cieszy i nastraja optymistycznie. Z chęcią zabiorę się za pozostałe części cyklu.

środa, 19 listopada 2014

Cień Sprzedawcy Snów już dostępny






Nareszcie się stało -

Cień Sprzedawcy Snów w sprzedaży!

 

 

 Aż mi się nie chce wierzyć, a jednocześnie strasznie się boję.
Przedtem odbierałam sprawę tak, jakby dotyczyła kogoś innego, ale teraz?
Teraz najchętniej zapadłabym się pod ziemię, ale skąd wziąć w Bielsku trzęsienie ziemi?

 

http://zaczytani.pl/ksiazka/cien_sprzedawcy_snow,druk


 



wtorek, 18 listopada 2014

Owcze ścieżki - Maria Kann





Owcze ścieżki

Autor:

Trzecia część cyklu "Trylogia Góralska"

Ocena: 5/6 



Lata powojenne. Bracia Gąsienicowie są już dorośli, Kasia Pawlica również. Katarzyna ma jasno wytyczony cel - pragnie zostać nauczycielką. Daniel nie myśli na razie o przyszłości, koncentruje się na treningach. Jest skoczkiem narciarskim  i pragnie wziąć udział w olimpiadzie w Saint Moritz. A Staszek? O tym musicie już przeczytać sami, tak jak i o uczuciu rodzącym się pomiędzy Kasią i Danielem.

Tym razem Maria Kann snuje opowieść o niby zwyczajnym życiu. I jak to zawsze w życiu bywa, nie wszystko toczy się gładko i bez przeszkód. Widzimy tu dramat osoby niepotrafiącej pogodzić się ze swym kalectwem, rozpacz nierozumianego i niekochanego dziecka i tragedię rodziny alkoholika. Są też radości. Te zwykłe, codzienne i te wielkie, zrodzone z wywalczonego zwycięstwa.

Owcza ścieżka to szlak, którym poruszają się owce w ślad za swą przewodniczką. Idą za nią bezmyślnie i bezwolnie, nie próbując zboczyć z utartej trasy, mimo że obok byłoby wygodniej. Autorka przyrównuje do tych ścieżek ludzkie wybory, a przewodniczką najczęściej jest tradycja. Poszanowanie tradycji to chlubna rzecz, często jednak warto od niej odejść i poszukać nowych, lepszych rozwiązań, nie trzymać się kurczowo starych szlaków tylko dlatego, że "zawsze tak było"!

To sformułowanie do dziś starszy mnie po nocach, bo wielokrotnie potykałam się o nie w pracy. Wszelkie innowacje, które chciałam wprowadzić, rozbijały się o mur sakramentalnego "bo zawsze tak było". Koniec, kropka. Może dlatego książka tak przypadła mi do gustu, że bohaterowie wydają wojnę ślepemu powielaniu życia ojców i dziadów?

Tak jak przy czytaniu poprzednich części trylogii, byłam zauroczona stylem Marii Kann. Cudowna, skrząca ekspresją narracja i dowcipne, żywe dialogi, a do tego interesująca fabuła. Czy można chcieć więcej?



poniedziałek, 17 listopada 2014

Dujawica - Maria Kann




Dujawica

Autor: Maria Kann

Druga część cyklu "Trylogia Góralska

Ocena: 6/6

 

 

  We wrześniu 1939 roku Niemcy zajęli Podhale. Wówczas przedwojenny działacz polityczny dr Henryk Szatkowski, popierany przez Wacława Krzeptowskiego, zaczął propagować ideę głoszącą, że górale są pochodzenia niemieckiego. 
   W kwietniu 1940 roku, podczas wizyty w Zakopanem, gubernator Frank oficjalnie ogłosił górali odrębnym szczepem. Tak powstał Goralenvolk, do którego akces zgłosiło tylko 23% mieszkańców Zakopanego, z czego jedynie część świadomie wyrzekła się polskości. W większości ludzie ci nie wiedzieli nawet, co podpisują. Później działacze Goralenvolku wszelkimi sposobami próbowali namówić opornych do wstąpienia w szeregi zdradzieckiej organizacji. Grozili represjami, imali się podstępów, podsuwając niepiśmiennym ludziom deklaracje niby to na przydział nafty czy innych deficytowych dóbr. Zakopane okopało się w biernym oporze.
   I w tym niezbyt szczęśliwie dobranym czasie w Zakopanem pojawiają się Lucyna i Paweł Komorowscy, dobrzy znajomi braci Gąsieniców. To właśnie Paweł swego czasu umożliwił Staszkowi podjęcie wymarzonych studiów na Akademii Sztuk Pięknych. Teraz Komorowscy potrzebują pomocy. Lusia jest z pochodzenia Żydówką i musi znaleźć bezpieczną kryjówkę.
  W "Dujawicy" na pierwszy plan wysuwa się postać młodziutkiej sąsiadki Staszka i Daniela. Kasia Pawlica, od najmłodszych lat zapatrzona w stanowiącego dla niej wzór wszelkich cnót Daniela, bez wahania podejmuje się pomóc Komorowskim. A nie jest to proste zadanie. Dziewczynka musi dokonywać wyborów niełatwych nawet dla osoby dorosłej, a Kasia jest przecież jeszcze dzieckiem.
Z uporem dąży do celu mimo gniewu matki i uwag dyrektora szkoły, mimo tragedii, która dotknęła jej rodzinę.
  "Dujawica" w dalszym ciągu robi na mnie niesamowite wrażenie. Niby wiem, jak się skończy, a jednak, czytając, drżę z gniewu, lęku i oczekiwania. No i wybucham śmiechem, gdyż dialogi Marii Kann są niezrównane.
Często też zastanawiam się, czy będąc na miejscu Kasi, znalazłabym w sobie tyle odwagi i hartu ducha. Tego już nigdy się nie dowiem, pozostaje się łudzić, że jednak tak.



niedziela, 16 listopada 2014

Ponad wszelką wątpliwość - Malin Persson Giolito

                             

Ponad wszelką wątpliwość

Autor: Malin Persson Giolito

Wydawnictwo: Czarna Owca

Rok wydania: 2014

Ocena:  4+/6



                                                   


Przed trzynastoma laty bestialsko zamordowano Katrin, piętnastoletnią uczennicę. O dokonanie tego czynu oskarżono Stig Ahlin, utrzymujący z dziewczyną kontakty seksualne.
Zostaje skazany na dożywotnie pozbawienie wolności. Adwokat Sophia Weber podejmuje się ponownego przeanalizowania sprawy, dążąc do wznowienia postępowania...

"Ponad wszelką wątpliwość" ukazuje nam żmudną pracę Sophii , próbującej po wielu latach znaleźć dowody świadczące o niewinności doktora Ahlina. Nie jest to łatwe, momentami przypomina pracę księgowej szukającej błędu w bilansie. Sophia musi przedzierać się przez zakurzone akta, analizować każdy dokument, licząc, że wśród pożółkłych kartek natrafi na niezbity dowód, iż w sprawie popełniono błędy. Nie jest to łatwe tym bardziej, że przez społeczeństwo Ahlin został osadzony i skazany jeszcze zanim doszło do procesu.

Dla mnie ta historia jest fascynująca! Czytając ją, czułam się tak, jakbym wraz Sophią szukała sposobu na wznowienie procesu.
Interesujący był dla mnie również opis zmian w technice kryminalistycznej, jakie zaszły od chwili zamordowania Katrin, tym bardziej, że niedawno
sama musiałam zgłębiać ten temat.
Giolito wypunktowała też wady społeczeństwa (niestety można to odnieść również do Polaków). Ukazała ludzkie skłonności do ferowania wyroków bez jakiejkolwiek wiedzy o sprawie, chęć dokonania samosądu, bezmyślne powtarzanie cudzych opinii...
Nie bez znaczenia jest tez obraz policji i prokuratury. Naciskani przez przełożonych, media i opinię publiczną idą po linii najmniejszego oporu. Skoro jest prawdopodobny sprawca, należy go dopasować do zbrodni! Szybki sukces ładnie wygląda w prasie i we wszechwładnych statystykach!
Czyżby pani Giolito pisała o Polsce?
Książka ma też swoje słabe strony. Nie obyło się bez kilku wpadek stylistycznych, parę fragmentów jest zdecydowanie nudnych. Ale generalnie jest lepiej niż dobrze.
"Ponad wszelką wątpliwość" to ponad wszelką wątpliwość książka dla osób lubiących czytać o przestępstwie z poziomu procesowego. Sprawca jest znany, teraz należy przed sądem udowodnić winę, lub też dowieść niewinności. Nie wszyscy lubią tego typu powieści, stąd zapewne niskie oceny wielu czytelników.







piątek, 14 listopada 2014

I choćbym szedł doliną ciemną - fragment

 Wstawiłam ot, tak, na próbę.


   Benita była zmęczona. Sama nie widziała, czy bardziej pracą, czy może monotonią, która ostatnio opanowała jej życie prywatne. Ponad rok temu zakończyła niemający żadnej przyszłości związek, który przez kilka poprzedzających zerwanie miesięcy trwał wyłącznie siłą przyzwyczajenia i od tego czasu z nikim się nie spotykała. Wszyscy znajomi mieli rodziny, ona pozostała samotna. Po pracy wracała do pustego mieszkania, przygotowywała sobie coś do jedzenia i sięgała po książkę.
Bardzo urozmaicone życie – pomyślała. - Najbardziej ekscytującą rzeczą jest w nim wybór wędliny w sklepie. Szlag by to trafił, dziadek znowu się do mnie przyczepi, a tata dołoży swoje!
   Z niechęcią myślała o zbliżającej się osiemdziesiątej rocznicy seniora rodu. Gdy sześćdziesiąt lat temu Xavier Herrera uciekał z Hiszpanii przed prześladowaniami frankistów, wybrał Polskę na swą nową ojczyznę, bo wiele nasłuchał się od swych starszych krewnych o bohaterstwie Polaków walczących w wojnie domowej. Ożenił się z Polką, nauczył języka, lecz ciągle kultywował wyniesione z rodzinnego domu zwyczaje. Wpoił je synowi i próbował również wpoić wnukom.
  Benita westchnęła z rezygnacją. Według dziadka i ojca mężczyzna jest niekwestionowaną głową rodziny, jego głos powinien decydować o wszystkim, rolą kobiety zaś jest rodzić dzieci, dbać o dom i uprzyjemniać życie mężowi. A ona niedługo skończy trzydzieści cztery lata i nadal jest panną, w dodatku nie zanosi się, by stan ten miał kiedyś ulec zmianie.
   Przeczuwała, że na urodzinach jak zwykle stanie się obiektem krytyki wszystkich mężczyzn, bo nawet bracia w takich chwilach stawali po stronie dziadka i ojca. Było tak głównie z powodu jej pracy...
   Była już o krok od użalania się nad sobą, gdy zadzwonił telefon. Z ulgą oderwała się od dręczących ją myśli i odebrała.
- Herrera, słucham – rzuciła w słuchawkę.
   Po zakończeniu rozmowy sięgnęła po żakiet i ruszyła ku drzwiom. Po namyśle zawróciła i wyjęła z biurka paczkę papierosów. Wszystko wskazywało na to, że szybko do biura nie wróci.
   Gdy dojechała na wskazane miejsce, od razu rzucił jej się w oczy tłumek gapiów usiłujący przybliżyć się do miejsca, gdzie, sądząc po obecności policjantów, znajdowały się zwłoki. Wyminęła tę zlatującą się jak sępy publiczność i zaczęła schodzić po łagodnym zboczu ku brzegowi rzeki.
- Idzie Duce – usłyszała nieprzeznaczoną dla jej uszu uwagę.
- Sto razy ci mówiłam, żebyś doszkolił się w historii – zwróciła się do sierżanta Szota, który z upodobaniem określał ją tym mianem. - Duce Benito Mussolini był Włochem, a moi przodkowie  pochodzili z Hiszpanii. Nie zauważyłeś, że to nie jest to samo?
- Może i nie jest, ale masz na imię Benita i lubisz rządzić. Pewnie dlatego do tej pory nie znalazłaś sobie faceta na stałe, bo chyba tylko ostatni cienias chciałby, żeby go baba ustawiała.
- Sam jesteś cienias. Ja chcę takiego, co nie dałby się ustawiać, ale widać prawdziwi mężczyźni już nie występują w przyrodzie i zostały same ciemięgi. Co tu mamy?
- Kobieta. Jest za tymi krzakami. Nie żyje.
- Co ty powiesz? A ja myślałam, że tak sobie leży i czeka na okazję!
   Benita, zła na siebie, że dała się wyprowadzić z równowagi docinkami kolegi, wolno ruszyła w stronę krzaków. Znała przecież Michała Szota od dawna i dobrze wiedziała, że za jego uwagami nie czai się złośliwość. Ironia i kpiny to poza, za którą krył się naprawdę dobry człowiek.
  Podeszła do przykrytego białym całunem ciała i zaklęła pod nosem. To nie była zbrodnia w afekcie ani też efekt bandyckiego napadu; ciało było upozowane w sposób sugerujący jakieś przysłanie. Całun i świeca w złożonych dłoniach nasuwały skojarzenia religijne, ale za wcześnie jeszcze było na wysnuwanie takich wniosków, może okazać się, iż te rekwizyty mają zupełnie inne znaczenie.
   Pod całunem kobieta była ubrana. Elegancka sukienka, na szyi złoty łańcuszek, stopy obute w szpilki... Obok ciała leżała torebka. Jeden z policjantów wziął ją w osłonięte rękawiczkami dłonie, otworzył i po chwili poszukiwań wyjął etui na dokumenty.
- Jest prawo jazdy i dowód osobisty. Katarzyna Bielawa, zamieszkała w Cieszynie... ulica... całkiem niedaleko stąd mieszkała. Są karty bankomatowe, dowód rejestracyjny samochodu... - policjant zamilkł i zaczął ponownie przeglądać torebkę. - Kluczyki od samochodu, pęk kluczy, portmonetka... - znów urwał i przeliczył pieniądze. - Ponad tysiąc w gotówce – stwierdził i odłożył portmonetkę do torebki.
- Czyli rabunek możemy wykluczyć – usłyszała Benita tuż za sobą. Nie musiała się oglądać, by wiedzieć, kto to powiedział, zbyt dobrze znała ten intensywny, piżmowy zapach wody kolońskiej. Nie znosiła go, lecz przez ostatnie kilka miesięcy ciągle atakował jej zmysł powonienia. Już miała się odezwać, gdy obok pojawił się niezawodny Szot.
- A gdyby nie miała torebki, to podejrzewałby pan napad rabunkowy? Słusznie, rabusie zawsze mordują, potem nakrywają swą ofiarę białą płachtą i wkładają jej świecę w dłonie. Taki już wymóg tego zawodu!
   Miażdżąca pogarda w głosie sierżanta sprawiła, że policzki podkomisarza Grudy pokryły się rumieńcem. Pół roku temu przeniósł się do Cieszyna i już pierwszego dnia komisarz Benita Herrera wpadła mu w oko. Najpierw próbował zwrócić jej uwagę na siebie subtelnymi sposobami, a gdy to zawiodło, zaczął robić wszystko, by jak najczęściej przebywać blisko niej. Niestety to również nie przynosiło żadnych rezultatów. Benita ostentacyjnie go lekceważyła, a takie wpadki, jak ta sprzed chwili, nie dodawały mu splendoru.
- Co pan tu robi, podkomisarzu? - Herrera dopiero teraz odwróciła się w stronę Grudy.
- Myślałem, że może się przydam – odpowiedział, patrząc na nią z jakimś psim oddaniem w oczach.
  Na widok tego spojrzenia wstrząsnęła się z niechęcią. Dla kogoś podobnie patrzącego straciła blisko rok życia i nie zamierzała powtarzać swojego błędu; miała serdecznie dość mężczyzn, którzy w silnej kobiecie szukają oparcia dla własnej słabości.
- Mylił się pan – odparła krótko. - Proszę wracać do swoich zajęć, tutaj nie jest pan potrzebny.
  Jakby zapomniawszy o jego istnieniu, Herrera odwróciła się doń plecami i zaczęła rozmawiać z sierżantem Szotem. Gruda postał jeszcze chwilę, wreszcie powoli zaczął się oddalać.
- On się w tobie kocha – stwierdził Szot po odejściu podkomisarza. - Łazi za tobą jak cień.
- Nie znoszę takich facetów! Dobrowolnie robią z siebie podnóżek, a potem się dziwią, że kobiety ich nie szanują. To nie chłop, tylko guma z kalesonów!
   Benita machnęła ręką; odgradzając się tym gestem od Grudy i jemu podobnych, ponownie skupiła uwagę na zwłokach. Kobieta była atrakcyjna i zadbana. Rude włosy miała starannie ułożone, paznokcie rąk i nóg pomalowane seledynowym, dopasowanym do koloru sukienki lakierem. W okolicach lewej piersi widniała wielka krwawa plama.
- Mam złe przeczucia – odezwał się Michał Szot. Pokiwała głową.
- Ja również. Ona nie ma na sobie majtek, a ubranie nie jest na tyle obcisłe, by nie dało się pod nim zmieścić bielizny. Dziwne. Nie słyszałam o przypadku, by przy morderstwie po gwałcie występowało również układanie ciała w jakieś specjalnej pozie. Boje się, że to robota jakiegoś świra, a tacy lubią się powtarzać.
- Ciekawe, co tu robiła? - zastanawiał się Michał. - Myślisz, że przyszła z nim dobrowolnie?
- Nie mam pojęcie, na obydwa pytania. Mam zamiar dowiedzieć się, czy nie widział jej przypadkiem ktoś z tego pubu powyżej – Benita wskazała lokal usytuowany w pobliżu miejsca zbrodni. - Podobno mieszkała niedaleko, więc raczej nie przyjechała samochodem. Myślę, że była z kimś umówiona, bo po co by tu przyszła? W okolicy nie ma żadnych sklepów ani instytucji, poza tym ubrała się elegancko, zadbała o fryzurę i makijaż... Moim zdaniem przyszła się z kimś spotkać, a do tego pub jest bardziej odpowiedni niż brzeg rzeki. Idziesz ze mną, czy zostajesz?
- Nie ma sensu zostawać, niczego więcej się tu nie dowiemy. Idę z tobą.
   W pubie zastali właściciela, który wyraził daleko idącą chęć pomocy. Okazało się, że poprzedniego dnia był w lokalu od późnego popołudnia aż do zamknięcia i gdy tylko spojrzał na włożone w folię prawo jazdy zamordowanej kobiety, natychmiast ją rozpoznał.
- Była tu wczoraj, z mężczyzną. Siedzieli tam w rogu, pod oknem – gestem wskazał stolik.
- O której to było? Przyszli razem, czy też może poznali się tutaj?
- Nie, chyba znali się już wcześniej. On przyszedł koło ósmej wieczorem, a ona parę minut później. Musieli się znać, bo gdy tylko weszła, od razu skierowała się w stronę stolika. Zapytam kelnerkę, która ich obsługiwała, może coś słyszała, bo akurat wtedy podawała mu kawę.
- Będziemy chcieli później porozmawiać z tą kelnerką, teraz proszę o pana opinię. Jak przebiegało to spotkanie? Domyśla się pan jego powodów?
- Chodzi pani o to, czy była to randka? - mężczyzna zastanowił się, potem potrząsnął głową. - Nie sądzę, bardziej wyglądało mi to na spotkanie w interesach. Tam nie iskrzyło, brakowało tych specjalnych gestów, spojrzeń... wie pani, co mam na myśli?
  Benita skinęła głową na znak, że rozumie i pomyślała melancholijnie, że to cud, iż jeszcze nie zapomniała. Jeszcze trochę i będzie musiała prosić o dokładniejsze tłumaczenie...
- Jak długo przebywali w lokalu?
- Wyszli przed dziewiątą. Nie wiem dokładnie, o której, bo byłem na zapleczu, ale gdy o dziewiątej wróciłem na salę, ich już nie było. Beatka powinna wiedzieć, przecież musieli przed wyjściem uregulować rachunek.
- No tak. Proszę nam jeszcze powiedzieć, jak wyglądał ten mężczyzna?
- Jak wyglądał? Normalny facet... wie pani – właściciel zaśmiał się nerwowo – kobietę łatwiej byłoby mi opisać... Miał czarne włosy, oczy chyba też, w każdym bądź razie na pewno były ciemne. Opalony, albo miał ciemną cerę, elegancki. Myślę, że kobiety uznałyby go za bardzo przystojnego.
- W jakim mógł być wieku?
- Trzydzieści pięć, może trochę więcej... ale nie sądzę, by przekroczył czterdziestkę. Może jest na nagraniu? - zastanowił się.
    Benita aż poderwała się z krzesła.
- Chce pan powiedzieć, że macie tu kamerę?
- Mamy od niedawna, przed wejściem. Było kilka prób włamania, wandalizm, no to zainstalowałem. Zaraz sprawdzę, czy ten gość jest na nagraniu; powinien być, bo tu nie ma drugiego wyjścia, więc musiał przejść przez te drzwi.
- Kolega pójdzie z panem, a ja porozmawiałabym teraz z kelnerką, jeśli można.
   Mężczyźni oddalili się na zaplecze, a po chwili do Benity podeszła ładna dziewczyna w fartuszku kelnerki.
- Dzień dobry – powiedziała nieco drżącym głosem. - Szef kazał mi z panią porozmawiać.
- Powiedział pani, o co chodzi?
- Nie, mówił tylko, że pani jest z policji.
- Jestem – Benita uśmiechnęła się uspokajająco do zdenerwowanej dziewczyny. - Komisarz Benita Herrera. Pani pewnie jest Beatką, prawda?
- Tak, ale ja nic nie zrobiłam...
- Wiem o tym. Mam pytanie dotyczące gości, którzy wczoraj siedzieli przy tamtym stoliku...
   Beatka okazała się wspaniałym świadkiem i dzięki jej spostrzeżeniom Benita uzyskała w miarę dokładny obraz. Spotkanie denatki z czarnowłosym mężczyzną nie było przypadkowe i doszło do niego z inicjatywy kobiety. Rzeczywiście chodziło o interesy, a konkretnie o pożyczkę, o którą kobieta poprosiła swojego towarzysza. Z zeznania Beatki wynikało, że mężczyzna zgodził się pożyczyć kobiecie trzydzieści tysięcy na rozwój firmy. Jakiej, tego kelnerka nie wiedziała. Między kobietą a mężczyzną nie było żadnego konfliktu, wręcz przeciwnie, Beatka odniosła wrażenie, że się bardzo lubią, chociaż bez romantycznych podtekstów. Wyszli razem, parę minut przed dziewiątą.
   Gdy Szot i właściciel pubu wyszli z zaplecza, Benita od razu wiedziała, że interesujący ich mężczyzna jest na nagraniu, Michał bowiem uśmiechał się od ucha do ucha.
- Mamy go – powiedział, podchodząc do stolika i pokazując trzymany w dłoni pendrive.
  Było jużźno, więc zdecydowali się rozdzielić. Michał poszedł obejrzeć mieszkanie Bielawy, zaś Benita wzięła na siebie ustalenie tożsamości mężczyzny.
  Uważnie przeglądała nagranie. Gdy zauważyła wychodzącą z lokalu Katarzynę Bielawę, dosłownie wbiła wzrok w ekran monitora. Za kobietą wyszedł wysoki, czarnowłosy mężczyzna. Przystanęli na chwilę przed drzwiami, dyskutując o czymś zawzięcie. Benita odniosła wrażenie, że mężczyzna próbuje przekonać do czegoś swą towarzyszkę, ona jednak ze śmiechem potrząsała głową w geście odmowy. Potem kobieta skręciła w bok, poza zasięg kamery, a on podążył za nią.
   Kim jesteś? - zastanawiała się Benita. Mężczyzna z nagrania intrygował ją. Owszem, był bardzo przystojny, ale nie w typie zadowolonego z siebie gwiazdora filmowego, co zawsze wywoływało w niej odruch niechęci. On był inny. Coś w jego oczach i wyrazie twarzy mówiło jej, że życie nie zawsze było dla niego łaskawe i że pomimo nienagannego wyglądu i niewątpliwego bogactwa  wcale nie jest szczęśliwy.
- Co oglądasz?
   Dźwięk głosu dobiegającego od strony drzwi tak ją zaskoczył, że aż się wzdrygnęła. Tak była zaaferowana osobą nieznajomego, iż nie zauważyła, że ktoś wszedł do pokoju.
- Czego straszysz ludzi? - fuknęła bez złości. Lubiła Ryśka Formana, który pracował w policji prawie tak długo, jak ona żyła na tym świecie, lecz nigdy nie dał jej odczuć, że uważa ją za gorszą z racji tego, że ma mniej doświadczenia w pracy i że jest kobietą.
- Słyszałem, że trafił ci się trup – powiedział, podchodząc bliżej. - Domowa awantura, czy porachunki meneli?
- Niestety ani jedno, ani drugie – odpowiedziała smętnie. - Wygląda to bardziej na atak jakiegoś nawiedzonego świra. Kobieta wyszła z lokalu z mężczyzną, a teraz nie żyje. Mam faceta na nagraniu z kamery i został tylko drobny detal – trzeba go zidentyfikować. Ciekawe, jak?...
- Wiesz, że pracuję tu już bardzo długo – powiedział Rysiek wolno. - W związku z tym poznałem bardzo wielu ludzi i to nie tylko tych z marginesu, więc może miałem już z nim do czynienia? Mogę rzucić okiem?
- Rzucaj nawet pięcioma oczami, bylebyś go rozpoznał!
   Benita przekręciła monitor tak, by Rysiek mógł widzieć ekran i cofnęła nagranie do momentu wyjścia pary z pubu. Forman w skupieniu śledził przesuwające się obrazy, wreszcie wyprostował się i powiedział:
- Możesz wyłączyć nagranie. Znam tego faceta, ale wątpię, byś w jego osobie znalazła mordercę, on nigdy nie był kojarzony z mokrą robotą.
- A kto to jest? - spytała zaciekawiona. - Ktoś ważny?
- W pewnym sensie tak. To jest Aleksander Podżorski pseudonim Gojny, szef domniemanej grupy przestępczej.
- Mówisz poważnie? - Benita nie wierzyła własnym uszom, mężczyzna absolutnie nie kojarzył jej się z przestępcą.
- Jak najpoważniej. Podżorski mieszka i działa w Wiśle, a jego firma wytwarza takie małe elektroniczne dupstwa do maszyn precyzyjnych. Zajmują się też ochroną. Od lat był podejrzewany o różne przekręty podatkowe, wymuszenia, haracze, chodziły też słuchy, że zajmuje się egzekucją długów. Zatrudnia bardzo ciekawych ludzi... połowę z nich stanowią kryminaliści, a druga połowa to byli żołnierze.
  Forman umilkł na chwilę, jakby zastanawiając się nad dalszymi słowami, po czym ponownie zabrał głos.
- Nikt dokładnie nie wie, jak jest naprawdę, bo to cholerny spryciarz. W jego firmie było więcej różnych kontroli, niż u mnie wizyt teściowej, a wierz mi, że pobić rekord mamusi wcale nie jest łatwo! Trzepała go skarbówka, UKS, ZUS, PIP, nawet ci z CBŚ-u wzięli go na tapetę i nic. Nigdy niczego nie znaleźli, chociaż byli przekonani, że robi przewałki z VAT-em i dochodówką, a połowa jego ludzi pracuje na czarno. My próbowaliśmy również, dotarliśmy nawet do osób, które potwierdzały nasze podejrzenia o wymuszeniach i egzekucji, lecz zawsze po jakimś czasie ludzie ci zmieniali zdanie lub tracili pamięć.
- W takim razie facet musi być nieprzeciętnie inteligentny – stwierdziła Benita nie bez podziwu w głosie.
- Taki właśnie jest – potwierdził Forman. - Przy tym wszystkim ma honor i sumienie, potrafi współczuć innym, przez co większość przesłuchiwanych przez nas osób w ogóle nie chciała o nim mówić. Zbyt wielu ludziom pomógł w trudnych sytuacjach, by chcieli go obciążać.
- Czy ty go aby nie podziwiasz?
- A żebyś wiedziała! I nie ja jeden. Znasz Konrada Procnera, prawda?
- Znam, przyszłam do was niecały rok przed jego odejściem. Co Konrad ma wspólnego z tym Podżorskim?
- Znają się od dzieciństwa – wyjaśnił Rysiek. - Konrad go nienawidził z jakichś osobistych powodów, ale mimo to zawsze twierdził, że wszelkie próby udupienia Gojnego to tylko strata czasu, bo facet jest za mądry, żeby dać się złapać. Potem coś się zmieniło w ich wzajemnych stosunkach, zaczęli nawet się spotykać na gruncie prywatnym i Konrad powiedział, że Podżorski całkowicie wycofał się z lewych interesów. Nie bardzo chciało nam się w to wierzyć, więc zaczęliśmy sprawdzać i okazało się, że faktycznie tak jest, ALDA to teraz całkowicie uczciwie działająca firma.
- Dziwna nazwa – mruknęła Benita.
- Tak jak wiele innych. Z drugiej strony może nie aż tak dziwna, Podżorski ma syna imieniem Damian, więc może połączył to imię z własnym. To jest najmniej istotne, ważniejszy powinien być dla ciebie fakt, że nigdy nie wiązano Gojnego z poważnymi aktami przemocy.
- A wymuszenia to twoim zdaniem akty przyjaźni?!
- No nie, ale z tego, co nam wiadomo, było w tym więcej straszenia niż przemocy; parę razy zdarzyło się, że ktoś dostał po mordzie i to wszystko. Żadnego łamania rąk i nóg, ciężkiego pobicia, używania niebezpiecznych narzędzi... i nigdy celem nie była kobieta. Zrobisz, jak zechcesz – Forman spojrzał w oczy koleżanki – ale na twoim miejscu pojechałbym do niego i poprosił o wyjaśnienia bez pochopnego oskarżania go. Rozmawiałem z nim wiele razy i naprawdę nie widzę go w roli mordercy.
- Wspomniałeś, zdaje się, że Podżorski mieszka w Wiśle, tak? Przecież właśnie Konrad jest tam teraz komendantem.
- No tak, zapomniałem... Masz szczęście, droga komisarz Herrera! Pogadaj z Konradem, na pewno ułatwi ci dotarcie do Gojnego, bo to wcale nie jest takie proste, bez nakazu możesz nie dotrzeć nawet za bramę. Powodzenia! Na mnie już czas.
   Mówiąc to, Forman ruszył ku drzwiom. Benita okręciła się z krzesłem i uśmiechnęła do uczynnego kolegi.
- Dzięki za pomoc, będę ci winna przysługę.
- Nic mi nie jesteś winna. Aha, zapomniałem cię uprzedzić. Mówią, że Podżorski wywiera przedziwny wpływ na kobiety, podobno już po chwili gotowe są wskoczyć mu do łóżka, tylko że on nie wydaje się być tym zainteresowany. Nie żebym pilnował twojej cnoty, ale uważaj, żebyś się nie zakochała!
  Forman wyszedł i roześmiał się głośno, słysząc głuchy łomot uderzającego w drzwi przedmiotu.