sobota, 24 lutego 2018

Prezent od przyjaciela

Prezent od przyjaciela

Daniel kucnął i na czworakach wszedł pod taras, aby wyjąć piłkę, która wpadła tam podczas zabawy. Chwycił ją i już miał się odwrócić do wyjścia, gdy nagle usłyszał jakiś dziwny pisk. Rozejrzał się i przy murze zobaczył dość dużego kurczaka. Kurczak wyglądał dziwnie. Miał rzadkie ciemne piórka, a pomiędzy nimi coś wyglądającego jak jasna sierść. Na głowie nie miał grzebienia, tylko śmieszny czub z długich piór. Najdziwniejsze były jego oczy – wielkie i złociste. Daniel jeszcze nigdy nie widział takiego kurczaka!
Kurczak stał przy stosie starych desek, dawno temu schowanych pod taras. Zahaczył skrzydłem o zagięty gwóźdź wstający z deski i nie umiał się wydostać.
– Zaraz ci pomogę – powiedział chłopiec.
Przeszedł na czworakach jeszcze parę kroków i złapał gwóźdź. Dało się go łatwo przekręcić i po chwili kurczak był wolny.
– No, zmykaj.
Daniel odwrócił się, żeby wyjść spod tarasu, gdy naraz usłyszał głos: „Dziękuję, mały człowieku”. Najdziwniejsze było to, że głos ten usłyszał w swojej głowie i ze zdumienia aż się wyprostował. Trochę za szybko, gdyż uderzył głową o wystającą belkę. Krzyknął z bólu, łapiąc się za obolałe miejsce, w którym już zaczął rosnąć guz.
„Musisz uważać, mały człowieku. Tu jest za nisko dla ciebie”.
Dopiero teraz chłopiec zrozumiał, że to mówi kurczak i pomyślał, że to chyba mu się śni. Bo kurczaki przecież nie mówią.
„Nie jestem żadnym kurczakiem, tylko bazyliszkiem”, usłyszał w głowie oburzony głos, ale w złocistym oku nie było złości.
– Ba… bazyliszkiem? – Daniel ze strachu zaczął się jąkać. – Ale wy… wy zamieniacie ludzi w kamień!
„Tylko wtedy, kiedy nas chcą skrzywdzić, a ty mi pomogłeś. Nie bój się, nie zrobię ci nic złego” – odpowiedział kurczak.
– Przecież bazyliszki żyją tylko w bajkach! – wydukał chłopiec.
„Musiałem stamtąd uciec” – wyjaśnił bazyliszek. – „Ludzie nie dawali mi spokoju, ciągle wysyłali na mnie wiedźminów i innych tępicieli. Jestem już stary i chcę odpocząć od tj ciągłej walki i uciekania.”
Daniel zastanawiał się przez chwilę, w jaki sposób mógłby pomóc nowemu znajomemu.
– Możesz zostać tutaj. Będę ci przynosić jedzenie. A kiedy przyjdzie zima, przeniesiesz się do domu, żeby nie zamarznąć – zaproponował z uśmiechem. – Jak masz na imię?
„Masz dobre serce, mały człowieku. Zostanę z tobą. Ale imię dla mnie musisz sam wymyślić, bo mojego ludzka buzia nie wymówi. Nazywam się Yghrathg” – odpowiedział Bazyli, a Daniel usłyszał w swojej głowie także jego śmiech.
– W takim razie będę cię nazywać Bazyli. Teraz przyniosę ci wodę i okruszki, bo pewnie nie jadłeś obiadu.
Od tamtej pory Bazyli zamieszkał z Danielem i jego rodzicami, którzy wcale nie wiedzieli, że to jest bazyliszek. Myśleli, że jest zwykłym, dziwnie wyglądającym kurczakiem. Chłopiec bał się, że mama będzie chciała zrobić z Bazylego niedzielny rosół, ale ona też polubiła grzecznego ptaka i wyjaśniła, że przyjaciół się nie zjada.
W zimie Bazyli zamieszkał w piwnicy, gdzie obok schowanka na węgiel zrobiono mu gniazdo z maminej spódnicy i swetra taty. Ale kurczak wolał być w pokoju Daniela, bo chłopiec włączał wesołą muzykę i pokazywał nowemu przyjacielowi komputerowe gry. Bazyli nie lubił tylko jednej, bo polowano w niej na bazyliszki.
Pewnego dnia tata Daniela zginął w wypadku samochodowym. Chłopiec i jego mama bardzo rozpaczali, a Bazyli bezradnie patrzył na ich smutek. Niestety nie mógł im pomóc.
Mama Daniela dużo pracowała, żeby zarobić pieniądze na życie. Była ciągle zmęczona i w końcu się rozchorowała. Chorowała długo i rozzłoszczony szef zwolnił ją z pracy. Wtedy się załamała.
– Co ja mam teraz zrobić? – spytała Bazylego, kiedy ten w nocy przyszedł do kuchni, bo usłyszał jej płacz. – Nie mam pieniędzy, a Daniel wyrósł z butów i ubrań. Jego klasa jedzie na wycieczkę, a on nie może, bo nie mam z czego zapłacić. Chyba będę musiała sprzedać ten domek. Tylko gdzie wtedy będziemy mieszkać?
Bazyli nic nie odpowiedział. Siedział i słuchał. Mama Daniela w końcu przestała płakać i poszła spać, a wtedy on zabrał się do pracy.
Rano Daniel i jego mama zobaczyli na stole wielki worek związany sznurkiem. W środku było pełno pieniędzy.
– Skąd się to wzięło? – wykrzyknęła mama.
„To mój prezent dla was ”. – Daniel usłyszał w głowie cichy, słaby głos Bazylego. – „Już nie musicie się martwić o przyszłość. Pomogliście mi, to teraz ja pomogłem wam. To moje pożegnanie. ”
– Jak to? Odchodzisz od nas? Dlaczego? – zapytał Daniel.
„Mówiłem ci, że jestem bardzo stary. Każdy musi kiedyś umrzeć, i moja pora właśnie nadeszła ” – odpowiedział Bazyli.
Nie powiedział chłopcu, że każdy bazyliszek ma moc stworzenia jakiejś rzeczy z niczego, ale może zrobić to tylko raz, bo musi zapłacić za to własnym życiem. Nie chciał, żeby chłopiec miał wyrzuty sumienia. Bazyli był bardzo, bardzo stary, więc wiedział, że prawdziwa przyjaźń jest warta tego, żeby oddać za nią życie.