środa, 10 grudnia 2014

Cynamon i zero-jedynki

    
     Ponownie zrestartował komputer i ze złością uświadomił sobie, że w ciągu ostatniej godziny zrobił to już po raz czwarty. Nigdy dotąd poświęcenie pracy całkowitej uwagi nie nastręczało mu żadnych problemów, odwrotnie, pracując, odłączał się od rzeczywistości i bodźce zewnętrzne z trudem docierały do jego świadomości. Jednakże od pewnego czasu wszystko uległo zmianie i jego uporządkowany zero-jedynkowy świat zaczął się rozpadać. Wiedział doskonale, kto jest odpowiedzialny za tę destrukcję!
Niecierpliwym ruchem odsunął klawiaturę, wstał i wyszedł z pokoju spełniającego funkcję warsztatu oraz biura. Zbiegł na parter i zajrzał do kuchni.
     – Czy Kira już wróciła?
     – Pytałeś o to dziesięć minut temu. Masz do niej jakąś sprawę niecierpiącą zwłoki? – Ewa Procner stłumiła uśmiech, widząc zmieszanie na twarzy syna.
     – Nie, ale jest już prawie siódma, a ona nawet nie zadzwoniła. Nie uważasz, że powinna uprzedzić, że wróci później?
     Kira jest pełnoletnia, przy tym nie jesteśmy jej rodziną, żeby musiała się nam opowiadać. Czy gdyby zamiast niej pokój wynajmował ktoś inny, też uważałbyś, że powinien przedstawiać nam swój plan dnia?
     – Mamo! – Mateusz nie potrafił ukryć zniecierpliwienia. – Kira nie wynajmuje tego pokoju! Przecież nam nie płaci. Mieszka tutaj, bo... bo... – zająknął się, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów.
     – Bo ją przyprowadziłeś i poprosiłeś mnie i ojca, by mogła z nami mieszkać – dopowiedziała matka. – Nie rób min i przestań udawać Konrada, rzucając mi lodowate spojrzenia. Próżny trud, bratu nie dorównasz!

     Mateusz poznał Kirę w lecie. Jechał wtedy do domu stojącego na ukrytej w lesie polanie koło osady Równe, by dowieźć bratu paczkę zawierającą urodzinowy prezent. Był zaintrygowany, bo Konrad nigdy nie uczestniczył w żadnych przyjęciach urodzinowych i temu podobnych imprezach, a tu nagle nie dość, że kupił przepiękny bukiet herbacianych róż, to jeszcze wykazywał ewidentne objawy podenerwowania, dostawca bowiem nie dostarczył na czas paczki. Czyżby brat się zakochał? Oby tylko znowu nie trafił na taką płytką, żałosną idiotkę jak była narzeczona, która zerwała zaręczyny, gdy szalony nożownik zranił go, trwale oszpecając mu twarz.
     Mateusz ochoczo zadeklarował się, że dowiezie prezent natychmiast po jego doręczeniu, gdyż ciekaw był kobiety, która potrafiła rozbić lodowatą skorupę, którą brat się otoczył. Jechał pnącą się stromo w górę drogą i nagle zobaczył dziewczynę, idącą w tym samym kierunku. Średniego wzrostu, szczupła i niesamowicie zgrabna, poruszała się z niewymuszonym wdziękiem, lekko i prawie tanecznie, jak gdyby szła po scenicznych deskach, a nie trudną górską trasą. Obejrzała się w jego stronę i przy tym ruchu niedbale spięte włosy opadły skłębioną masą na plecy, a ich rudobrązowy kolor przywiódł mu na myśl cynamon Urzekł go ten widok i, równając się z nią, bezwiednie nacisnął hamulec.
     – Podwieźć panią? – zapytał, przekrzykując warkot motoru. Zwróciła ku niemu spojrzenie intensywnie niebieskich oczu.
     – Nie, dziękuję, nie opłaca się, bo pan pewnie jedzie na Równe, a ja niedługo będę skręcać w lewo, na polanę nazywaną Za krzywym skoruszniokiem.
     – Ja także tam jadę, więc proszę wsiadać. Obiecuję, że nie zawiozę pani na manowce. Nazywam się Mateusz Procner i nie stanowię zagrożenia dla otoczenia.
     Jej uśmiech niemal go oślepił. Podeszła i przytrzymując się jego ramienia, lekko wskoczyła na siodełko.
    – Kira Nowogrodzka – odpowiedziała, chwytając go w pasie. – Jedzie pan do Petry Juskowiak? To moja ciotka.
      I tak to się zaczęło. Dziewczyna była od niego dużo młodsza, miała zaledwie osiemnaście lat, ale wolą dysponowała iście żelazną. Na nic zdały się protesty. Zmusiła go, by wszedł z nią do domu, gdzie najpierw ujrzał brata, a potem śliczną kobietę, na pierwszy rzut oka niewiele starszą od Kiry. To właśnie była ciotka dziewczyny i obchodziła trzydzieste urodziny, a on, patrząc na nią, nie mógł uwierzyć, że jest od niego o sześć lat starsza.
     Już po chwili zorientował się, że Petra jest tak samo zainteresowana Konradem, jak on nią, i odetchnął z ulgą. Bardzo chciał, żeby brat szczęśliwie ułożył sobie życie, a Petra idealnie pasowała do roli bratowej.
     Imprezę zakłócił ojciec Kiry, zarozumiały i nadęty cham, z jakichś powodów skonfliktowany z siostrą. Zwyzywał córkę i kazał jej natychmiast opuścić przyjęcie. Gdy odmówiła, praktycznie wyrzucił ją z domu. Po dwóch tygodniach goszczenia u rodziny w Bielsku-Białej postanowiła wrócić do domu, pewna, że ojcu minęła złość. Myliła się. Nowogrodzki na widok córki wpadł w furię, a obecność Mateusza jeszcze tę złość wzmogła. Pozwolił dziewczynie zabrać tylko odzież i książki, i kazał się wynosić.
     Nie mogła zamieszkać u Petry, chociaż ta serdecznie ją zapraszała. Dom ciotki stał na odludziu, a Kira od września miała zacząć ostatnią klasę liceum. Szkoła znajdowała się w centrum Wisły, więc dziewczyna codziennie musiałaby pokonywać ponad pięć kilometrów do przystanku autobusowego, no i potem wracać. Na krótką metę takie rozwiązanie byłoby od biedy do przyjęcia, ale co w zimie? Mateusz porozmawiał z rodzicami i tym sposobem Procnerowie zyskali lokatorkę.
     Procnerowie od razu ją polubili. Dziewczyna była sympatyczna i skora do pomocy w pracach domowych, przy tym skromna i dobrze wychowana. Nie ulegało wątpliwości, że chociaż Nowogrodzcy nigdy nie wygraliby w konkursie na tytuł rodziców roku, to ich metody wychowawcze nie były złe. Zły był tylko cel, bo oni wychowali tak córkę nie z miłości do niej, lecz do siebie. Miała być idealna po to, by mogli się nią szczycić. Ewa Procner nie wyobrażała sobie, że mogłaby wyrzucić własne dziecko z domu, w dodatku tylko z powodu nieposłuszeństwa. Gdyby tak było, już od dawna jej dzieci musiałyby żyć z dala od rodzinnego domu!

     Pod koniec października przyjazne stosunki pomiędzy młodymi ludźmi uległy wyraźnemu ochłodzeniu. Kira przestała interesować się pracą Mateusza, unikała go, zaczęła też coraz później wracać do domu.
Nie przyjął tego ze spokojem. Zaczął ją wypytywać o powody późnych powrotów, zarzucał lekkomyślność i brak odpowiedzialności. Skutek był taki, że niemal każda ich rozmowa kończyła się kłótnią i było oczywiste, że rychło musi nastąpić ostateczna konfrontacja.
     Procnerowa jeszcze nigdy nie widziała, by syn tak dalece dawał się ponieść emocjom, jednak wcale mu nie współczuła. Domyślała się powodów zmiany w zachowaniu dziewczyny i doskonale ją rozumiała.
     – Powiedz mi, dlaczego tak cię złości zachowanie Kiry. Przecież ona nie robi nic złego. Chyba nie oczekujesz, że osiemnastolatka będzie stale przesiadywać w domu?
     – A dlaczego nie? – burknął, nie przestając krążyć po kuchni. – Ja przesiadywałem!
     – Nie każdemu wystarczają do towarzystwa komputery. Ludzie czasem lubią posługiwać się mową – zauważyła ironicznie. – Zdarzają się też chwile, gdy potrzebują bliskości innych ludzi.
      – Nie mów do mnie jak do jakiegoś odchyła! – obruszył się tym przeniesieniem potyczki na jego podwórko. – Przecież może rozmawiać ze mną, z wami... Nie mieszka tu sama!
     – Mam syna matoła – stwierdziła ze smutkiem. – Nie przyszło ci do głowy tak oczywiste wytłumaczenie, jak miłość?
     Mateusz zastygł z ręką uniesioną ku włosom, które zawsze mierzwił, gdy był czyś zaambarasowany. W szarych oczach błysnęło zaskoczenie. I panika.
     – Myślisz, że Kira się w kimś zakochała? – Nie umiał ukryć zdenerwowania.
     – Jestem całkowicie pewna, że tak jest – stwierdziła matka z uśmiechem. – Myślę też, że z wzajemnością – dodała bezlitośnie. Chciała nim wstrząsnąć, żeby wreszcie przejrzał na oczy. Ponad trzy miesiące to naprawdę aż nadto czasu, by móc zorientować się w swych uczuciach!
     Mateusz bez słowa wyszedł z kuchni i wrócił do swojego królestwa, ale zamiast jak zwykle, natychmiast usiąść przed komputerem, podszedł do okna i wpatrzył się w mrok. Jego cynamonowa dziewczyna się zakochała! Stracił ją.
     Czy można stracić coś, czego się nigdy nie miało? Jakaś jego część, ta kierująca się wyłącznie logiką, podpowiadała mu, że nie. Więc dlaczego czuł się tak, jakby ktoś odebrał mu coś bardzo cennego, coś najważniejszego w życiu? A on nawet nie próbował o to walczyć!

     Minęła już dziesiąta wieczorem, gdy usłyszał ciche kroki w przedpokoju. Wróciła! Zerwał się z krzesła i otworzył drzwi gwałtownym szarpnięciem.
     – Kira? – zawołał, starając się przebić wzrokiem ciemność. – Dlaczego nie zapalisz światła? – Namacał na ścianie kontakt.
     – Przecież nie zgubię się na schodach – burknęła, mrużąc oczy przed światłem. – Masz do mnie jakąś sprawę? Już późno...
     – Wiem, że jest późno! – warknął, zapominając o postanowieniu zachowania spokoju bez względu na okoliczności. – Gdzie byłaś tak długo?!
     – A co cię to obchodzi! Ja się nie wtrącam do twojego życia!
     Zacisnął zęby, starając się opanować. Kłótnia niczego nie załatwi, może jedynie zaszkodzić. Kira gotowa zaciąć się w uporze i z planów spokojnej rozmowy nic nie wyjdzie, a czuł, że to może być jego ostatnia szansa.
     – Przepraszam, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Nie mam zamiaru zamieniać się w twojego ojca i cię kontrolować. Po prostu martwiłem się o ciebie.
     – Dlaczego? Przecież nie jestem dzieckiem, potrafię sama się o siebie zatroszczyć.
     – Wiem, że potrafisz, ale... Nie będziemy przecież tak stali! – Zreflektował się i gestem zaprosił Kirę do pokoju. Zauważył, że to ją zaskoczyło; dotąd tylko raz, w pierwszym dniu pobytu w tym domu była w pomieszczeniu służącym Mateuszowi za sypialnię i dzienny pokój. – Masz jakieś plany na jutro? – spytał nagle, zaskakując samego siebie, nie to bowiem zamierzał powiedzieć.
     – Zaraz po szkole wracam do domu. Bo co?
     – Pomyślałem, że może poszlibyśmy do kina – rzucił pierwszą propozycję, jaka przyszła mu do głowy, gdy zastanawiał się gorączkowo, co właściwie powinien odpowiedzieć na jej pytanie. Nie planował przecież wspólnych rozrywek. Po prostu chciał wiedzieć, lecz na wszelki wypadek wolał nie analizować przyczyn tej chęci poznania jej planów. Zazdrość jest dobra dla kierujących się emocjami, nieuporządkowanych romantyków, nie dla chłodnych, logicznie myślących ludzi!
     Kira milczała. Spojrzał na nią i dopiero teraz dostrzegł na jej twarzy przygnębienie. Zauważyła jego wzrok i odwróciła się w stronę okna, jednak nie dość szybko, by nie zdążył ujrzeć podejrzanie błyszczących oczu.
     – Co się stało? – krzyknął, zrywając się z miejsca. Ukląkł przed dziewczyną i delikatnie zwrócił jej twarz w swoją stronę.
     Samotna, błyszcząca łza powoli spływała po policzku, znacząc przebytą drogę smugą wilgoci. Po drugim toczyła się jej bliźniacza siostra, a w ślad za nimi popłynęły następne.
     Kira nie szlochała, nie wydała najmniejszego nawet dźwięku, i ta milcząca rozpacz poruszyła Mateusza bardziej, niż gdyby dziewczyna głośno łkała. Bezradnym gestem pogładził cynamonowe włosy, lecz szarpnęła się w tył i ręka zawisła w próżni.
     Nie bardzo wiedział, co robić. Zamierzał właśnie ponowić pytanie, gdy Kira zniecierpliwionym, gniewnym ruchem otarła dłonią twarz. Potem spojrzała apatycznie, jakby ten poprzedni gest wyczerpał w niej wszelkie pokłady energii.
    – Nic się nie stało – odparła bezbarwnym głosem. – Nie mogę jutro iść do kina. Muszę się spakować. Miałam powiedzieć to jutro, ale skoro już rozmawiamy… Wyprowadzam się.
     Dla Mateusza było to jak cios obuchem w głowę. Na próżno usiłował zebrać myśli. Nie był w stanie wyartykułować żadnego rozsądnego zdania.
     – Dokąd się wyprowadzasz? Do niego?! – wybuchnął, zanim zdążył pomyśleć. Zobaczył na jej twarzy zdumienie, co dało mu odrobinę nadziei.
     – Do jakiego „niego”? – odpowiedziała pytaniem. – Kogo masz na myśli?
      – Tego, z którym się prowadzasz, kiedy nie ma cię w domu! – krzyknął, tracąc resztki opanowania. Długo tłumiona zazdrość wreszcie wydostała się na zewnątrz, spychając logikę i rozsądek w głęboki cień. – Codziennie wracasz dopiero wieczorem. Chcesz mi wmówić, że siedzisz na ławce w parku i karmisz gołębie? A ja, idiota, myślałem, że coś nas łączy, że coś dla ciebie znaczę – dokończył z goryczą.
     – A co ja dla ciebie znaczę? – spytała cicho. – Kim jestem dla ciebie? – Spojrzała na niego ze smutkiem. – Nie musisz odpowiadać, sama wiem. Ja jestem mała, bezbronna Kira, którą się zaopiekowałeś, bo twój brat mieszka z moją ciotką. Rodzinny obowiązek, tyle dla ciebie znaczę.
     Mateusz milczał. Miał ochotę wykrzyczeć, jak bardzo dziewczyna się myli, sądząc, że nie jest dla niego ważna, lecz coś dławiło go w gardle, nie pozwalając dobyć słowa. Kira wstała i ruszyła w stronę drzwi. Już z ręką na klamce odwróciła się, by jeszcze raz na niego spojrzeć.
     – Zwalniam cię z tego obowiązku – powiedziała twardo, z gniewem. – Nie chcę być dla ciebie misją do wykonania, nie chce też być kumplem, z którym możesz pogadać o pracy i pograć na komputerze. To dlatego tak późno wracałam do domu. Uczyłam się w bibliotece lub u koleżanek, rozumiesz? Wolałam być tam niż tutaj, z tobą! I nie przez jakiegoś „niego” się wyprowadzam, tylko przez ciebie! – Po jej policzkach znów popłynęły łzy, lecz nawet tego nie zauważyła. Zbyt była rozżalona.
     Jakiś błysk w jej oczach, niesłyszany dotąd ton głosu, a przede wszystkim jej słowa w końcu pozwoliły mu zrozumieć.
     Mateusz wstał i podszedł do Kiry. Stanął tak blisko, że gdy się pochylił, poczuła jego oddech na swoich ustach. Nie cofnęła się, a on wreszcie wiedział, co powiedzieć.

3 komentarze:

  1. Kolejne elementy układanki, które składają się na otoczkę Twoich opowieści, dodają całej reszcie takiego realizmu, że czuję się, jakby uderzył mnie rozpędzony pociąg. Takie drobne problemy, jednostkowe postrzeganie sytuacji z perspektywy różnych osób... To sprawia, że Twoi bohaterowie są jak żywi (czego Ci okropnie zazdroszczę!). Każdy, no dosłownie każdy z nich jest tak naturalny, że to aż boli (boli jak zadra w zazdrosnym serduszku, rzecz jasna).
    Dodatkowe brawa za tytuł, bo jest doskonale dopasowany do treści, a przy tym niczego właściwie nie zdradza na starcie, wszystko wyjaśnia stopniowo.

    No proszę, zastrzyk zachwytu i od razu pomysły lecą....

    Pozdrawiam
    ~ Scatty

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, jestem zaskoczona ciepłym przyjęciem tej historii. Zaczęłam to pisać na konkurs na opowiadanie o miłości, ale zakończyłam na tym etapie, uznając, że jest głupie i nudne. Kiedyś tam stwierdziłam, że nie umiem pisać o miłości, mam bowiem od zawsze problem z uzewnętrznianiem własnych uczuć. Jakże więc mogłabym opisywać cudze? Dzisiaj to znalazłam, przeczytałam... i uznałam, że może warto dokończyć? Wstawiłam tak, z ciekawości. Może faktycznie dokończę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kończ, kończ, będzie ładne uzupełnienie tego Twojego wiślańskiego uniwersum. No i ostatecznie może być całkiem zabawnie - człowiek-komputer zmagający się z czymś tak emocjonalnym, jak walka o ukochaną? Dwa razy poproszę i od razu rachunek!
      No i kto jak kto, ale osoba 'posądzana' o robienie romansu z kryminału raczej nie powinna mieć kompleksów na tle pisania o miłości ;)
      Pozdrawiam
      ~ Scatty

      Usuń