Ponownie
zrestartował komputer i ze złością uświadomił sobie, że w
ciągu ostatniej godziny zrobił to już po raz czwarty. Nigdy dotąd
poświęcenie pracy całkowitej uwagi nie nastręczało mu żadnych
problemów, odwrotnie, pracując, odłączał się od rzeczywistości
i bodźce zewnętrzne z trudem docierały do jego świadomości.
Jednakże od pewnego czasu wszystko uległo zmianie i jego
uporządkowany zero-jedynkowy świat zaczął się rozpadać.
Wiedział doskonale, kto jest odpowiedzialny za tę destrukcję!
Niecierpliwym
ruchem odsunął klawiaturę, wstał i wyszedł z pokoju
spełniającego funkcję warsztatu oraz biura. Zbiegł na parter i
zajrzał do kuchni.
– Czy
Kira już wróciła?
– Pytałeś
o to dziesięć minut temu. Masz do niej jakąś sprawę niecierpiącą
zwłoki? – Ewa Procner stłumiła uśmiech, widząc zmieszanie na
twarzy syna.
– Nie,
ale jest już prawie siódma, a ona nawet nie zadzwoniła. Nie
uważasz, że powinna uprzedzić, że wróci później?
Kira
jest pełnoletnia, przy tym nie jesteśmy jej rodziną, żeby musiała
się nam opowiadać. Czy gdyby zamiast niej pokój wynajmował ktoś
inny, też uważałbyś, że powinien przedstawiać nam swój plan
dnia?
– Mamo!
– Mateusz nie potrafił ukryć zniecierpliwienia. – Kira nie
wynajmuje tego pokoju! Przecież nam nie płaci. Mieszka tutaj, bo...
bo... – zająknął się, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów.
– Bo
ją przyprowadziłeś i poprosiłeś mnie i ojca, by mogła z nami
mieszkać – dopowiedziała matka. – Nie rób min i przestań
udawać Konrada, rzucając mi lodowate spojrzenia. Próżny trud,
bratu nie dorównasz!
Mateusz
poznał Kirę w lecie. Jechał wtedy do domu stojącego na ukrytej w
lesie polanie koło osady Równe, by dowieźć bratu paczkę
zawierającą urodzinowy prezent. Był zaintrygowany, bo Konrad nigdy
nie uczestniczył w żadnych przyjęciach urodzinowych i temu
podobnych imprezach, a tu nagle nie dość, że kupił przepiękny
bukiet herbacianych róż, to jeszcze wykazywał ewidentne objawy
podenerwowania, dostawca bowiem nie dostarczył na czas paczki.
Czyżby brat się zakochał? Oby tylko znowu nie trafił na taką
płytką, żałosną idiotkę jak była narzeczona, która zerwała
zaręczyny, gdy szalony nożownik zranił go, trwale oszpecając mu
twarz.
Mateusz
ochoczo zadeklarował się, że dowiezie prezent natychmiast po jego
doręczeniu, gdyż ciekaw był kobiety, która potrafiła rozbić
lodowatą skorupę, którą brat się otoczył. Jechał pnącą się
stromo w górę drogą i nagle zobaczył dziewczynę, idącą w tym
samym kierunku. Średniego wzrostu, szczupła i niesamowicie zgrabna,
poruszała się z niewymuszonym wdziękiem, lekko i prawie tanecznie,
jak gdyby szła po scenicznych deskach, a nie trudną górską trasą.
Obejrzała się w jego stronę i przy tym ruchu niedbale spięte
włosy opadły skłębioną masą na plecy, a ich rudobrązowy kolor
przywiódł mu na myśl cynamon Urzekł go ten widok i, równając
się z nią, bezwiednie nacisnął hamulec.
– Podwieźć
panią? – zapytał, przekrzykując warkot motoru. Zwróciła ku
niemu spojrzenie intensywnie niebieskich oczu.
– Nie,
dziękuję, nie opłaca się, bo pan pewnie jedzie na Równe, a ja
niedługo będę skręcać w lewo, na polanę nazywaną Za krzywym
skoruszniokiem.
– Ja
także tam jadę, więc proszę wsiadać. Obiecuję, że nie zawiozę
pani na manowce. Nazywam się Mateusz Procner i nie stanowię
zagrożenia dla otoczenia.
Jej
uśmiech niemal go oślepił. Podeszła i przytrzymując się jego
ramienia, lekko wskoczyła na siodełko.
– Kira
Nowogrodzka – odpowiedziała, chwytając go w pasie. – Jedzie pan
do Petry Juskowiak? To moja ciotka.
I
tak to się zaczęło. Dziewczyna była od niego dużo młodsza,
miała zaledwie osiemnaście lat, ale wolą dysponowała iście
żelazną. Na nic zdały się protesty. Zmusiła go, by wszedł z nią
do domu, gdzie najpierw ujrzał brata, a potem śliczną kobietę, na
pierwszy rzut oka niewiele starszą od Kiry. To właśnie była
ciotka dziewczyny i obchodziła trzydzieste urodziny, a on, patrząc
na nią, nie mógł uwierzyć, że jest od niego o sześć lat
starsza.
Już
po chwili zorientował się, że Petra jest tak samo zainteresowana
Konradem, jak on nią, i odetchnął z ulgą. Bardzo chciał, żeby
brat szczęśliwie ułożył sobie życie, a Petra idealnie pasowała
do roli bratowej.
Imprezę
zakłócił ojciec Kiry, zarozumiały i nadęty cham, z jakichś
powodów skonfliktowany z siostrą. Zwyzywał córkę i kazał jej
natychmiast opuścić przyjęcie. Gdy odmówiła, praktycznie
wyrzucił ją z domu. Po dwóch tygodniach goszczenia u rodziny w
Bielsku-Białej postanowiła wrócić do domu, pewna, że ojcu minęła
złość. Myliła się. Nowogrodzki na widok córki wpadł w furię,
a obecność Mateusza jeszcze tę złość wzmogła. Pozwolił
dziewczynie zabrać tylko odzież i książki, i kazał się wynosić.
Nie
mogła zamieszkać u Petry, chociaż ta serdecznie ją zapraszała.
Dom ciotki stał na odludziu, a Kira od września miała zacząć
ostatnią klasę liceum. Szkoła znajdowała się w centrum Wisły,
więc dziewczyna codziennie musiałaby pokonywać ponad pięć
kilometrów do przystanku autobusowego, no i potem wracać. Na krótką
metę takie rozwiązanie byłoby od biedy do przyjęcia, ale co w
zimie? Mateusz porozmawiał z rodzicami i tym sposobem Procnerowie
zyskali lokatorkę.
Procnerowie
od razu ją polubili. Dziewczyna była sympatyczna i skora do pomocy
w pracach domowych, przy tym skromna i dobrze wychowana. Nie ulegało
wątpliwości, że chociaż Nowogrodzcy nigdy nie wygraliby w
konkursie na tytuł rodziców roku, to ich metody wychowawcze nie
były złe. Zły był tylko cel, bo oni wychowali tak córkę nie z
miłości do niej, lecz do siebie. Miała być idealna po to, by
mogli się nią szczycić. Ewa Procner nie wyobrażała sobie, że
mogłaby wyrzucić własne dziecko z domu, w dodatku tylko z powodu
nieposłuszeństwa. Gdyby tak było, już od dawna jej dzieci
musiałyby żyć z dala od rodzinnego domu!
Pod koniec października przyjazne stosunki pomiędzy młodymi ludźmi
uległy wyraźnemu ochłodzeniu. Kira przestała interesować się
pracą Mateusza, unikała go, zaczęła też coraz później wracać
do domu.
Nie
przyjął tego ze spokojem. Zaczął ją wypytywać o powody późnych
powrotów, zarzucał lekkomyślność i brak odpowiedzialności.
Skutek był taki, że niemal każda ich rozmowa kończyła się
kłótnią i było oczywiste, że rychło musi nastąpić ostateczna
konfrontacja.
Procnerowa
jeszcze nigdy nie widziała, by syn tak dalece dawał się ponieść
emocjom, jednak wcale mu nie współczuła. Domyślała się powodów
zmiany w zachowaniu dziewczyny i doskonale ją rozumiała.
– Powiedz
mi, dlaczego tak cię złości zachowanie Kiry. Przecież ona nie
robi nic złego. Chyba nie oczekujesz, że osiemnastolatka będzie
stale przesiadywać w domu?
– A
dlaczego nie? – burknął, nie przestając krążyć po kuchni. –
Ja przesiadywałem!
– Nie
każdemu wystarczają do towarzystwa komputery. Ludzie czasem lubią
posługiwać się mową – zauważyła ironicznie. – Zdarzają się
też chwile, gdy potrzebują bliskości innych ludzi.
– Nie
mów do mnie jak do jakiegoś odchyła! – obruszył się tym
przeniesieniem potyczki na jego podwórko. – Przecież może
rozmawiać ze mną, z wami... Nie mieszka tu sama!
– Mam
syna matoła – stwierdziła ze smutkiem. – Nie przyszło ci do
głowy tak oczywiste wytłumaczenie, jak miłość?
Mateusz
zastygł z ręką uniesioną ku włosom, które zawsze mierzwił, gdy
był czyś zaambarasowany. W szarych oczach błysnęło zaskoczenie.
I panika.
– Myślisz,
że Kira się w kimś zakochała? – Nie umiał ukryć
zdenerwowania.
– Jestem
całkowicie pewna, że tak jest – stwierdziła matka z uśmiechem.
– Myślę też, że z wzajemnością – dodała bezlitośnie.
Chciała nim wstrząsnąć, żeby wreszcie przejrzał na oczy. Ponad
trzy miesiące to naprawdę aż nadto czasu, by móc zorientować
się w swych uczuciach!
Mateusz
bez słowa wyszedł z kuchni i wrócił do swojego królestwa, ale
zamiast jak zwykle, natychmiast usiąść przed komputerem, podszedł
do okna i wpatrzył się w mrok. Jego cynamonowa dziewczyna się
zakochała! Stracił ją.
Czy
można stracić coś, czego się nigdy nie miało? Jakaś jego część,
ta kierująca się wyłącznie logiką, podpowiadała mu, że nie.
Więc dlaczego czuł się tak, jakby ktoś odebrał mu coś bardzo
cennego, coś najważniejszego w życiu? A on nawet nie próbował o
to walczyć!
Minęła
już dziesiąta wieczorem, gdy usłyszał ciche kroki w przedpokoju.
Wróciła! Zerwał się z krzesła i otworzył drzwi gwałtownym
szarpnięciem.
– Kira?
– zawołał, starając się przebić wzrokiem ciemność. –
Dlaczego nie zapalisz światła? – Namacał na ścianie kontakt.
– Przecież
nie zgubię się na schodach – burknęła, mrużąc oczy przed
światłem. – Masz do mnie jakąś sprawę? Już późno...
– Wiem,
że jest późno! – warknął, zapominając o postanowieniu
zachowania spokoju bez względu na okoliczności. – Gdzie byłaś
tak długo?!
– A
co cię to obchodzi! Ja się nie wtrącam do twojego życia!
Zacisnął
zęby, starając się opanować. Kłótnia niczego nie załatwi, może
jedynie zaszkodzić. Kira gotowa zaciąć się w uporze i z planów
spokojnej rozmowy nic nie wyjdzie, a czuł, że to może być jego
ostatnia szansa.
– Przepraszam,
nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Nie mam zamiaru zamieniać
się w twojego ojca i cię kontrolować. Po prostu martwiłem się o
ciebie.
– Dlaczego?
Przecież nie jestem dzieckiem, potrafię sama się o siebie
zatroszczyć.
– Wiem,
że potrafisz, ale... Nie będziemy przecież tak stali! –
Zreflektował się i gestem zaprosił Kirę do pokoju. Zauważył, że
to ją zaskoczyło; dotąd tylko raz, w pierwszym dniu pobytu w tym
domu była w pomieszczeniu służącym Mateuszowi za sypialnię i
dzienny pokój. – Masz jakieś plany na jutro? – spytał nagle,
zaskakując samego siebie, nie to bowiem zamierzał powiedzieć.
– Zaraz
po szkole wracam do domu. Bo co?
– Pomyślałem,
że może poszlibyśmy do kina – rzucił pierwszą propozycję,
jaka przyszła mu do głowy, gdy zastanawiał się gorączkowo, co
właściwie powinien odpowiedzieć na jej pytanie. Nie planował
przecież wspólnych rozrywek. Po prostu chciał wiedzieć, lecz na
wszelki wypadek wolał nie analizować przyczyn tej chęci poznania
jej planów. Zazdrość jest dobra dla kierujących się emocjami,
nieuporządkowanych romantyków, nie dla chłodnych, logicznie
myślących ludzi!
Kira
milczała. Spojrzał na nią i dopiero teraz dostrzegł na jej twarzy
przygnębienie. Zauważyła jego wzrok i odwróciła się w stronę
okna, jednak nie dość szybko, by nie zdążył ujrzeć podejrzanie
błyszczących oczu.
– Co
się stało? – krzyknął, zrywając się z miejsca. Ukląkł przed
dziewczyną i delikatnie zwrócił jej twarz w swoją stronę.
Samotna,
błyszcząca łza powoli spływała po policzku, znacząc przebytą
drogę smugą wilgoci. Po drugim toczyła się jej bliźniacza
siostra, a w ślad za nimi popłynęły następne.
Kira
nie szlochała, nie wydała najmniejszego nawet dźwięku, i ta
milcząca rozpacz poruszyła Mateusza bardziej, niż gdyby dziewczyna
głośno łkała. Bezradnym gestem pogładził cynamonowe włosy,
lecz szarpnęła się w tył i ręka zawisła w próżni.
Nie
bardzo wiedział, co robić. Zamierzał właśnie ponowić pytanie,
gdy Kira zniecierpliwionym, gniewnym ruchem otarła dłonią twarz.
Potem spojrzała apatycznie, jakby ten poprzedni gest wyczerpał w
niej wszelkie pokłady energii.
– Nic
się nie stało – odparła bezbarwnym głosem. – Nie mogę jutro
iść do kina. Muszę się spakować. Miałam powiedzieć to jutro,
ale skoro już rozmawiamy… Wyprowadzam się.
Dla
Mateusza było to jak cios obuchem w głowę. Na próżno usiłował
zebrać myśli. Nie był w stanie wyartykułować żadnego rozsądnego
zdania.
– Dokąd
się wyprowadzasz? Do niego?! – wybuchnął, zanim zdążył
pomyśleć. Zobaczył na jej twarzy zdumienie, co dało mu odrobinę
nadziei.
– Do
jakiego „niego”? – odpowiedziała pytaniem. – Kogo masz na
myśli?
– Tego,
z którym się prowadzasz, kiedy nie ma cię w domu! – krzyknął,
tracąc resztki opanowania. Długo tłumiona zazdrość wreszcie
wydostała się na zewnątrz, spychając logikę i rozsądek w
głęboki cień. – Codziennie wracasz dopiero wieczorem. Chcesz mi
wmówić, że siedzisz na ławce w parku i karmisz gołębie? A ja,
idiota, myślałem, że coś nas łączy, że coś dla ciebie znaczę
– dokończył z goryczą.
– A
co ja dla ciebie znaczę? – spytała cicho. – Kim jestem dla
ciebie? – Spojrzała na niego ze smutkiem. – Nie musisz
odpowiadać, sama wiem. Ja jestem mała, bezbronna Kira, którą się
zaopiekowałeś, bo twój brat mieszka z moją ciotką. Rodzinny
obowiązek, tyle dla ciebie znaczę.
Mateusz
milczał. Miał ochotę wykrzyczeć, jak bardzo dziewczyna się myli,
sądząc, że nie jest dla niego ważna, lecz coś dławiło go w
gardle, nie pozwalając dobyć słowa. Kira wstała i ruszyła w
stronę drzwi. Już z ręką na klamce odwróciła się, by jeszcze
raz na niego spojrzeć.
– Zwalniam
cię z tego obowiązku – powiedziała twardo, z gniewem. – Nie
chcę być dla ciebie misją do wykonania, nie chce też być
kumplem, z którym możesz pogadać o pracy i pograć na komputerze.
To dlatego tak późno wracałam do domu. Uczyłam się w bibliotece
lub u koleżanek, rozumiesz? Wolałam być tam niż tutaj, z tobą! I
nie przez jakiegoś „niego” się wyprowadzam, tylko przez ciebie!
– Po jej policzkach znów popłynęły łzy, lecz nawet tego nie
zauważyła. Zbyt była rozżalona.
Jakiś
błysk w jej oczach, niesłyszany dotąd ton głosu, a przede
wszystkim jej słowa w końcu pozwoliły mu zrozumieć.
Mateusz
wstał i podszedł do Kiry. Stanął tak blisko, że gdy się
pochylił, poczuła jego oddech na swoich ustach. Nie cofnęła się,
a on wreszcie wiedział, co powiedzieć.
Kolejne elementy układanki, które składają się na otoczkę Twoich opowieści, dodają całej reszcie takiego realizmu, że czuję się, jakby uderzył mnie rozpędzony pociąg. Takie drobne problemy, jednostkowe postrzeganie sytuacji z perspektywy różnych osób... To sprawia, że Twoi bohaterowie są jak żywi (czego Ci okropnie zazdroszczę!). Każdy, no dosłownie każdy z nich jest tak naturalny, że to aż boli (boli jak zadra w zazdrosnym serduszku, rzecz jasna).
OdpowiedzUsuńDodatkowe brawa za tytuł, bo jest doskonale dopasowany do treści, a przy tym niczego właściwie nie zdradza na starcie, wszystko wyjaśnia stopniowo.
No proszę, zastrzyk zachwytu i od razu pomysły lecą....
Pozdrawiam
~ Scatty
Ha, jestem zaskoczona ciepłym przyjęciem tej historii. Zaczęłam to pisać na konkurs na opowiadanie o miłości, ale zakończyłam na tym etapie, uznając, że jest głupie i nudne. Kiedyś tam stwierdziłam, że nie umiem pisać o miłości, mam bowiem od zawsze problem z uzewnętrznianiem własnych uczuć. Jakże więc mogłabym opisywać cudze? Dzisiaj to znalazłam, przeczytałam... i uznałam, że może warto dokończyć? Wstawiłam tak, z ciekawości. Może faktycznie dokończę?
OdpowiedzUsuńKończ, kończ, będzie ładne uzupełnienie tego Twojego wiślańskiego uniwersum. No i ostatecznie może być całkiem zabawnie - człowiek-komputer zmagający się z czymś tak emocjonalnym, jak walka o ukochaną? Dwa razy poproszę i od razu rachunek!
UsuńNo i kto jak kto, ale osoba 'posądzana' o robienie romansu z kryminału raczej nie powinna mieć kompleksów na tle pisania o miłości ;)
Pozdrawiam
~ Scatty