Syreny
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2017
Joseph
Knox jest zawodu księgarzem, a z zamiłowania amatorem i znawcą
kryminałów, nic więc dziwnego, że do tego gatunku zalicza się
jego debiutancka powieść.
Tytułowe
„Syreny” to młode, piękne kobiety odbierające dzienne utargi z
klubów podporządkowanych Franczyzie czyli organizacji przestępczej
parającej się handlem wszelkiego rodzaju narkotykami. W
przeciwieństwie do tych mitycznych, Syreny wykreowane przez Knoxa
nie wabią śpiewem, nie pragną zawładnąć mężczyznami. One są
po prostu kurierkami wykonującymi pracę, na którą w większości
zgodziły się dobrowolnie, widząc w tym szansę na dorobienie się
przyzwoitego kapitału i dostatnie życie w przyszłości.
Pewnego
dnia w ich świat wkracza Aiden Waits, skompromitowany i oficjalnie
zawieszony w obowiązkach policjant. Przyłapany na kradzieży
narkotyków z magazynu dowodów rzeczowych, Waits dostaje propozycję
nie do odrzucenia – musi wniknąć w struktury Franczyzy i
rozpracować ją od środka. W przypadku odmowy zostanie oskarżony i
skazany, a dla policjanta pobyt w więzieniu najczęściej
równoznaczny jest z wyrokiem śmierci.
Tak więc pozbawiony pola
manewru Aiden decyduje się przyjąć narzuconą mu rolę, chociaż
niemal od razu zakres jego obowiązków zostaje powiększony o
odszukanie i sprowadzenie do domu uciekinierki – młodziutkiej
córki znanego polityka, która właśnie wśród ludzi Franczyzy
znalazła sobie schronienie.
Waits
nie jest bohaterem jednoznacznym. Z jednej strony wzbudza sympatię,
wykazując bezkompromisowość w działaniu. Pomimo wrażenia, że
sprzysiągł się przeciwko niemu cały świat, mimo zbieranych
cięgów nie tylko ze strony gangsterów, lecz także kolegów po
fachu, on z uporem poszukuje prawdy, chociaż z każdym dniem zyskuje
coraz większą pewność, że ta prawda okaże się niewygodna dla
większości zainteresowanych i tak właściwie to nikt nie chce jej
poznać.
Aiden ma w sobie dużo szlachetności, ale potrafi też
zachować się jak pozbawiony krzty instynktu samozachowawczego,
bezrozumny idiota, a skłonność do wspomagania się alkoholem i
amfetaminą na pewno mu nie pomaga. Ale to dobrze, że jest właśnie
taki. Dzięki temu jest bardziej prawdziwy, bardziej „ludzki”.
W
zasadzie nie zauważyłam w książce ani jednej postaci, która
byłaby li tylko pozytywna. Nawet tytułowe „Syreny”, zniewolone
poprzez zwyczaje i prawa panujące w organizacji, nie wzbudziły
mojej pełnej sympatii, większość bowiem nieszczęść spotkało
je na ich własne życzenie. Ogłupione wizją dostatniego życia,
merkantylne, fałszywe i niezdolne do empatii, kierują się
wyłącznie osobistymi korzyściami, przez co chwilami irytowały
mnie ponad wszelkie wyobrażenie. I bardzo dobrze! Nie ma nic
gorszego od bohatera niewzbudzającego większych emocji, a u Knoxa
mamy tych emocji aż nadto.
„Syreny”
doskonale oddają ponury klimat przestępczego Manchesteru,
rządzonego żelazną ręką przez „żołnierzy” Franczyzy,
niewahających się za pomocą okrutnych, niejednokrotnie krwawych
działań wymuszać respektowanie drakońskich zasad.
Knox
doskonale dawkuje napięcie, przechodząc od niby niewinnego
poszukiwania uciekinierki do handlu narkotykami, by dojść do
krwawych zbrodni oraz seksualnego wykorzystywania nieletnich. Dzięki
temu zabiegowi fabuła nie męczy jednostajnością, a rozwiązanie
zagadki, miast się przybliżać, znika wśród nowych ustaleń
skomplikowanego śledztwa.
Na
uwagę zasługuje także język autora; jędrny lecz nie epatujący
przesadną wulgarnością sprawia, że sceny zyskują na realizmie,
przenikając czytelnika do głębi.
I
na koniec okładka, mroczna i ponura, idealnie oddająca klimat
powieści. Lubię, gdy okładka nawiązuje do treści książki, gdy
jest z nią w jakiś sposób połączona, i tutaj dostałam dokładnie
to, co uważam za warunek wręcz obowiązkowy.
Podsumowując
– „Syreny” Josepha Knoxa są wyjątkowo udanym debiutem.
Ufam, że autor na tym nie poprzestanie i będziemy mieć okazję
jeszcze nie raz spotkać się z wykreowanymi przez niego bohaterami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz