piątek, 24 lutego 2017

Karuzela - Agnieszka Lis


Karuzela

Autor: Agnieszka Lis

 

Wydawnictwo: Czwarta strona

Rok wydania: 2017


 
Po przeczytaniu „Karuzeli” musiałam trochę od niej odpocząć, pozwolić ostygnąć emocjom, wyciszyć szalejące w głowie myśli. Nie jest to łatwa, lekka opowieść, dotyka bowiem najgłębszych pokładów tkwiącego w nas strachu. 
Lęk przed nierokującą wyleczenia chorobą mieszka w każdym, lecz tylko nieduża część społeczeństwa stara się zminimalizować niebezpieczeństwo, poddając się regularnie badaniom kontrolnym. Większość zwyczajnie je lekceważy, wynajdując różne wymówki. „Nie mam czasu”, „nie będę wydawać pieniędzy na bzdury” czy najpopularniejsze „oj tam, przecież nic mi nie jest”, to standardowe tłumaczenie własnego zaniedbania. 
     A zdrowie mamy tylko jedno, tak jak tylko jedno życie nam dano. Komunał? Owszem, ale jakże prawdziwy, o czym przekonała się bohaterka „Karuzeli”.

Renata jest niepracującą matką trojga dzieci. Kocha je całym sercem, tak jak kocha swojego wiecznie zapracowanego męża, a jednak chwilami ma serdecznie dość wiecznej gonitwy. Dom, szkoła, przedszkole, potem zakupy, potem przygotowanie obiadu… Wydaje się, że minęło zaledwie kilka chwil, a już trzeba jechać po dzieci. A więc znowu dom, szkoła, przedszkole, potem pomaganie w nauce, sprzątanie…
     Nic więc dziwnego, że kobieta czuje się jak na karuzeli, z której nie sposób zeskoczyć. Gdy zaczyna mieć problemy ze zdrowiem, lekceważy objawy. Lekceważy też zalecania lekarza, twierdząc, że nie ma czasu na wykonanie badań. Przecież to tylko przeziębienie!
     Ale choroba nie mija. Choroba pokochała Renatę, upodobała ją sobie i nie odpuszcza, zagnieżdżając się coraz głębiej w słabnącym, pozbawionym odporności ciele. I gdy w końcu znękana dolegliwościami kobieta trafia do szpitala, okazuje się, że może być już za późno.

Agnieszka Lis stworzyła coś niepowtarzalnego. „Karuzela” to powieść, której nie da się po prostu odłożyć po przeczytaniu na półkę i wyprzeć z pamięci.
     Przejmująca historia Renaty nie opowiada wyłącznie o jej losach, mamy tu bowiem przekrój zachowań całej rodziny. Bezsilność, gniew, zwątpienie i chęć wyparcia prawdy to jakże typowe reakcje osób, które nagle dowiadują się o chorobie, i taka też była reakcja Renaty.
     Choroba zniszczyła niejeden związek, nic więc dziwnego, że mąż bohaterki, Mateusz, zmęczony gonitwą między domem, pracą i szpitalem, chwilami odbiera chorobę żony jako cios wymierzony bezpośrednio w siebie, jakby to właśnie jemu los zrobił na złość. Dzieci także nie przyjmują ze spokojem choroby matki i z typową dla tego wieku logiką mszczą się za swoją krzywdę na otoczeniu.

Chociaż tragiczna w swoim przesłaniu, książka Agnieszki Lis niesie również nadzieję. Pokazuje miłość. Nie taką, która przejawia się w nieokiełznanych porywach serca, lecz spokojną, dojrzałą, zdolną do poświęceń. Miłość bezwarunkową, która znaczy dużo więcej.

Trudno mi było czytać tę książkę właśnie teraz, w czasie gdy moja jedyna siostra walczy z chorobą nowotworową. Ale nie żałuję, gdyż wiem, że odkładając ją bez czytania, straciłabym coś niepowtarzalnego – „Karuzela” dała mi siłę, tak bardzo teraz potrzebną.

 
To zdjęcie tak bardzo skojarzyło mi się z „Karuzelą”, że musiałam je tutaj umieścić. Bo Mateusz na ławeczce zasiądzie sam…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz