Karuzela
Autor: Agnieszka Lis
Wydawnictwo: Czwarta strona
Rok wydania: 2017
Po
przeczytaniu „Karuzeli” musiałam trochę od niej odpocząć,
pozwolić ostygnąć emocjom, wyciszyć szalejące w głowie myśli.
Nie jest to łatwa, lekka opowieść, dotyka bowiem najgłębszych
pokładów tkwiącego w nas strachu.
Lęk przed nierokującą
wyleczenia chorobą mieszka w każdym, lecz tylko nieduża część
społeczeństwa stara się zminimalizować niebezpieczeństwo,
poddając się regularnie badaniom kontrolnym. Większość
zwyczajnie je lekceważy, wynajdując różne wymówki. „Nie mam
czasu”, „nie będę wydawać pieniędzy na bzdury” czy
najpopularniejsze „oj tam, przecież nic mi nie jest”, to
standardowe tłumaczenie własnego zaniedbania.
A zdrowie mamy tylko
jedno, tak jak tylko jedno życie nam dano. Komunał? Owszem, ale
jakże prawdziwy, o czym przekonała się bohaterka „Karuzeli”.
Renata
jest niepracującą matką trojga dzieci. Kocha je całym sercem, tak
jak kocha swojego wiecznie zapracowanego męża, a jednak chwilami ma
serdecznie dość wiecznej gonitwy. Dom, szkoła, przedszkole, potem
zakupy, potem przygotowanie obiadu… Wydaje się, że minęło
zaledwie kilka chwil, a już trzeba jechać po dzieci. A więc znowu
dom, szkoła, przedszkole, potem pomaganie w nauce, sprzątanie…
Nic
więc dziwnego, że kobieta czuje się jak na karuzeli, z której nie
sposób zeskoczyć. Gdy zaczyna mieć problemy ze zdrowiem, lekceważy
objawy. Lekceważy też zalecania lekarza, twierdząc, że nie ma
czasu na wykonanie badań. Przecież to tylko przeziębienie!
Ale
choroba nie mija. Choroba pokochała Renatę, upodobała ją sobie i
nie odpuszcza, zagnieżdżając się coraz głębiej w słabnącym,
pozbawionym odporności ciele. I gdy w końcu znękana
dolegliwościami kobieta trafia do szpitala, okazuje się, że może
być już za późno.
Agnieszka
Lis stworzyła coś niepowtarzalnego. „Karuzela” to powieść,
której nie da się po prostu odłożyć po przeczytaniu na półkę
i wyprzeć z pamięci.
Przejmująca
historia Renaty nie opowiada wyłącznie o jej losach, mamy tu bowiem
przekrój zachowań całej rodziny. Bezsilność, gniew, zwątpienie
i chęć wyparcia prawdy to jakże typowe reakcje osób, które nagle
dowiadują się o chorobie, i taka też była reakcja Renaty.
Choroba
zniszczyła niejeden związek, nic więc dziwnego, że mąż
bohaterki, Mateusz, zmęczony gonitwą między domem, pracą i
szpitalem, chwilami odbiera chorobę żony jako cios wymierzony
bezpośrednio w siebie, jakby to właśnie jemu los zrobił na złość.
Dzieci także nie przyjmują ze spokojem choroby matki i z typową
dla tego wieku logiką mszczą się za swoją krzywdę na otoczeniu.
Chociaż
tragiczna w swoim przesłaniu, książka Agnieszki Lis niesie również
nadzieję. Pokazuje miłość. Nie taką, która przejawia się w
nieokiełznanych porywach serca, lecz spokojną, dojrzałą, zdolną
do poświęceń. Miłość bezwarunkową, która znaczy dużo więcej.
Trudno
mi było czytać tę książkę właśnie teraz, w czasie gdy moja
jedyna siostra walczy z chorobą nowotworową. Ale nie żałuję,
gdyż wiem, że odkładając ją bez czytania, straciłabym coś
niepowtarzalnego – „Karuzela” dała mi siłę, tak bardzo teraz
potrzebną.
To zdjęcie tak bardzo skojarzyło mi się z „Karuzelą”, że musiałam je tutaj umieścić. Bo Mateusz na ławeczce zasiądzie sam…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz