Huśtawka
Wydawnictwo: Czwarta StronaRok wydania: 2018
Trzy
bohaterki, trzy pokolenia, trzy historie. Właściwie bohaterki są
cztery, ale Katarzyna stoi niejako z boku, nie gra głównej roli w
tej opowieści, choć także jest ważna.
Wanda,
Małgorzata i Joanna. Babka, matka i córka. Babcia, będąca opoką
dla całej rodziny, zagubiona w swym uporządkowanym świecie
matka-pedantka, i córka, miotająca się w próbach zrozumienia
własnej tożsamości. Oto one – trzy kobiety, tak bardzo sobie
bliskie, a jednocześnie tak dalekie. Przywędrowały do mnie, wyszły
z kart tej książki wraz z bagażem swoich problemów, i już
zostały ze mną, każąc mi również przeżywać ciągłe wzloty i
upadki. W górę i w dół, w górę i w dół, jak na huśtawce.
Bohaterkom
„Huśtawki” daleko do jednoznaczności. Stanowią konglomerat tak
wielorakich cech, że każda z nich wzbudza różne, chwilami
całkowicie skrajne uczucia. Czasem są wzruszające, czasem
wprawiają w podziw, a już za chwilę ma się ochotę rozszarpać je
na całkiem malutkie kawałeczki. Przez to są prawdziwe jak każda z
nas, gdyż ludzie nigdy nie są tylko dobrzy albo tylko źli. Wszyscy
mają swoją „ciemną stronę”, lepiej lub gorzej skrywaną przed
oczami bliźnich.
Losy
Wandy, jej córek Małgorzaty i Katarzyny oraz wnuczki Joanny
poznajemy głównie z dialogów, które jednak nie są nam
przedstawiane przez zwyczajowego „wielkiego narratora”. Agnieszka Lis
tym razem postawiła na powierzenie roli narratora seniorce rodu.
Wanda pełni tu rolę obserwatora, przekazującego czytelnikowi
relację ze zdarzeń nawet wówczas, gdy już przeniesie się na
drugą stronę tęczy. Swoją drogą, to genialny zabieg autorki,
dodający powieści specyficznego smaczku. Jak dla mnie, był to
strzał w sam środek tarczy.
Postać
Wandy jest łańcuchem spinającym całą fabułę i, moim zdaniem,
najbardziej udanym „dzieckiem” Agnieszki Lis. Dzięki niej, jej
pełnym dystansu do siebie i świata przemyśleniom oraz
niepozbawionym ironii uwagom „Huśtawka” jest dla mnie czymś
więcej niż tylko książką. Stała się realnym światem.
Książka
nie dostarcza ostatecznych rozwiązań, nie daje recepty na
szczęście. Daje natomiast zawartą w kilku znamiennych zdaniach
wskazówkę, że warto się cieszyć okruchami szczęścia, gdyż
każdy z nich, nawet ten najmniejszy i być może ulotny, także jest
ważny.
Joanna
jest. To lepiej, niż gdy jej nie było. Nie musi być łatwo, może
i nawet trudno będzie, ale w ogóle będzie. A wcześniej jej nie
było, więc jest lepiej.
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz