Zaczęłam pisać drugi tom dziecięcych wyliczanek. „Chodzi lisek koło drogi" to kolejna zagadka kryminalna, z którą musi się zmierzyć „Naki” czyli aspirant Konstanty Nakański.
Przecież
ona wygląda jak mama! Ma
takie same złocistoblond
włosy, zgrabną
sylwetkę i nawet jej
uśmiech przypomina
uśmiech mamy. Czyżby
należała
do rodziny? Może do niej
podejść i zapytać?
Za
późno. Dziewczyna
odwróciła się
na pięcie i weszła
na ścieżkę
między blokami, a
obserwujący ją
człowiek przez chwilę
stał nieruchomo, nie
mogąc się
zdecydować. Wreszcie
dokonał wyboru i szybko
ruszył jej śladem.
Oddaliła się
już znacznie, musiał
więc podbiec, żeby
ją dogonić.
Odwróciła
się na odgłos
kroków i krzyknęła,
widząc zbliżającą
się, czarno odzianą
postać, zaraz jednak
roześmiała
się sztucznie przyjaznym
śmiechem
profesjonalistki.
– Tak
cię przypiliło,
słoneczko? To słodkie.
Człowiek
w czarnej niekształtnej
bluzie nie odpowiedział
od razu. Oddychał głośno,
spazmatycznie, czy to ze wzruszenia, czy z powodu niedawnego biegu i
odezwał się,
dopiero gdy dziewczyna zaczęła
wykazywać oznaki
zniecierpliwienia.
– Jesteś
moją krewną?
Przypominasz za wyglądu
moją mamę…
– Kurwa,
trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam! – wykrzyknęła
i jednym ruchem dłoni
rozpięła zamek kurtki,
odsłaniając
wielkie, nieco obwisłe
piersi. W bladym świetle
księżyca sutki wyglądały
na niemal czarne, odcinając
się ostro od bieli skóry.
– Mamusia też takie
miała? Pewnie jeszcze
niedawno dawała ci cyca,
frajerze. Chcesz se pomuldać?
No problem, ale to kosztuje.
Czarno
ubrana postać nie
potrafiła oderwać
wzroku od tej wyzywającej
nagości. Usta poruszały
się, mamrocząc
jakieś słowa,
dłoń
sama skierowała się
do paska spodni. Dziewczyna uśmiechnęła
się z zadowoleniem. Nie
myślała,
że tutaj, na osiedlu, uda
jej się złapać
klienta. A już była
pewna, że będzie
musiała dzisiejszą
noc spisać na straty.
– Chodzi
lisek koło drogi…
Drgnęła,
usłyszawszy te słowa,
wypowiedziane cichym, monotonnym głosem.
– Jaki
lisek? Pogięło cię?
– Nie
ma ręki ani nogi…
Kobieta
mimowolnie cofnęła się
o krok. Od dawna pracowała
w branży i nauczyła
się wyczuwać
zagrożenie. Już
niejednokrotnie instynkt ostrzegał
ją o niebezpieczeństwie,
a teraz ten wewnętrzny
głos mówił,
że powinna jak
najszybciej uciec. A nawet nie to, że
mówił. On krzyczał.
– Kogo
pasem przyodzieje…
Nieznajomy
człowiek jednym ruchem wyszarpnął
pasek ze szlufek spodni i zakręcił
nim młynka, a ciężka
klamra o centymetry minęła
twarz dziewczyny.
– Kurwa,
ty pojebie! – wrzasnęła,
zrywając się
do biegu.
Napastnik
był szybszy. Pasek znów
zawirował, a klamra
opadła na głowę
uciekającej. Kobieta
potknęła się,
przyklękła
i wówczas dosięgło
ją następne
uderzenie. I jeszcze jedno, i jeszcze. Upadła,
starając się
osłonić
głowę,
lecz ból miażdżonych
palców wkrótce stał się
nie do zniesienia. Jak przez mgłę
słyszała
ciche, przypominające
zaśpiew słowa
człowieka, którego
niebacznie wzięła za
potencjalnego klienta:
– Nie
masz prawa wyglądać
jak mama. Ona była dobra
i szlachetna, a ty jesteś
zwykłą kurwą.
Muszę to zmienić,
muszę obronić
jej dobre imię…
Uderzenie
klamrą w twarz zabolało
tak bardzo, że przez
chwilę zmysły
nabrały ostrości.
Dzięki temu dziewczyna
wyraźnie usłyszała
następne zdanie:
– …ten
się nawet nie spodzieje.
Pasek
znów zaświszczał,
raz, drugi, trzeci. Potworny ból nagle zmalał,
skurczył się
i odpłynął,
i wreszcie nie było już
nic.
Czarno
odziana postać pochyliła się nad leżącą prostytutką i na widok
zmasakrowanej twarzy jej usta wykrzywił grymas złośliwego triumfu.
Wyprostowała się, robiąc krok w tył, potem następny. Nagle
wzięła zamach i z całej siły kopnęła ciało.
– Masz,
ty kurwo – mruknęła, znów kopiąc leżącą. – Nikt nie będzie
kalać imienia mojej matki. Jeśli to się powtórzy, zabiję. Od
teraz ja jestem Liskiem i zniszczę wszystkich, którzy staną mi na
drodze.
Sięgnęła
do przepastnej kieszeni bluzy, wyjęła małą plastikową zabawkę i
rzuciła ją obok ciała, po czym spokojnymi ruchami wsunęła pasek
w szlufki spodni i oddaliła się w stronę kiepsko oświetlonej
ulicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz