Prezent od przyjaciela
Daniel kucnął i na czworakach wszedł pod taras, aby wyjąć piłkę,
która wpadła tam podczas zabawy. Chwycił ją i już miał się
odwrócić do wyjścia, gdy nagle usłyszał jakiś dziwny pisk.
Rozejrzał się i przy murze zobaczył dość dużego kurczaka.
Kurczak wyglądał dziwnie. Miał rzadkie ciemne piórka, a pomiędzy
nimi coś wyglądającego jak jasna sierść. Na głowie nie miał
grzebienia, tylko śmieszny czub z długich piór. Najdziwniejsze
były jego oczy – wielkie i złociste. Daniel jeszcze nigdy nie
widział takiego kurczaka!
Kurczak stał przy stosie starych desek, dawno temu schowanych pod
taras. Zahaczył skrzydłem o zagięty gwóźdź wstający z deski i
nie umiał się wydostać.
– Zaraz ci pomogę – powiedział chłopiec.
Przeszedł na czworakach jeszcze parę kroków i złapał gwóźdź.
Dało się go łatwo przekręcić i po chwili kurczak był wolny.
– No, zmykaj.
Daniel odwrócił się, żeby wyjść spod tarasu, gdy naraz usłyszał
głos: „Dziękuję, mały człowieku”. Najdziwniejsze było to,
że głos ten usłyszał w swojej głowie i ze zdumienia aż się
wyprostował. Trochę za szybko, gdyż uderzył głową o wystającą
belkę. Krzyknął z bólu, łapiąc się za obolałe miejsce, w
którym już zaczął rosnąć guz.
„Musisz uważać, mały człowieku. Tu jest za nisko dla ciebie”.
Dopiero teraz chłopiec zrozumiał, że to mówi kurczak i pomyślał,
że to chyba mu się śni. Bo kurczaki przecież nie mówią.
„Nie jestem żadnym kurczakiem, tylko bazyliszkiem”, usłyszał w
głowie oburzony głos, ale w złocistym oku nie było złości.
– Ba… bazyliszkiem? – Daniel ze strachu zaczął się jąkać.
– Ale wy… wy zamieniacie ludzi w kamień!
„Tylko wtedy, kiedy nas chcą skrzywdzić, a ty mi pomogłeś. Nie
bój się, nie zrobię ci nic złego” – odpowiedział kurczak.
– Przecież bazyliszki żyją tylko w bajkach! – wydukał
chłopiec.
„Musiałem stamtąd uciec” – wyjaśnił bazyliszek. – „Ludzie
nie dawali mi spokoju, ciągle wysyłali na mnie wiedźminów i
innych tępicieli. Jestem już stary i chcę odpocząć od tj ciągłej
walki i uciekania.”
Daniel zastanawiał się przez chwilę, w jaki sposób mógłby pomóc
nowemu znajomemu.
– Możesz zostać tutaj. Będę ci przynosić jedzenie. A kiedy
przyjdzie zima, przeniesiesz się do domu, żeby nie zamarznąć –
zaproponował z uśmiechem. – Jak masz na imię?
„Masz dobre serce, mały człowieku. Zostanę z tobą. Ale imię
dla mnie musisz sam wymyślić, bo mojego ludzka buzia nie wymówi.
Nazywam się Yghrathg” – odpowiedział Bazyli, a Daniel usłyszał
w swojej głowie także jego śmiech.
– W takim razie będę cię nazywać Bazyli. Teraz przyniosę ci
wodę i okruszki, bo pewnie nie jadłeś obiadu.
Od tamtej pory Bazyli zamieszkał z Danielem i jego rodzicami, którzy
wcale nie wiedzieli, że to jest bazyliszek. Myśleli, że jest
zwykłym, dziwnie wyglądającym kurczakiem. Chłopiec bał się, że
mama będzie chciała zrobić z Bazylego niedzielny rosół, ale ona
też polubiła grzecznego ptaka i wyjaśniła, że przyjaciół się
nie zjada.
W zimie Bazyli zamieszkał w piwnicy, gdzie obok schowanka na węgiel
zrobiono mu gniazdo z maminej spódnicy i swetra taty. Ale kurczak
wolał być w pokoju Daniela, bo chłopiec włączał wesołą muzykę
i pokazywał nowemu przyjacielowi komputerowe gry. Bazyli nie lubił
tylko jednej, bo polowano w niej na bazyliszki.
Pewnego dnia tata Daniela zginął w wypadku samochodowym. Chłopiec
i jego mama bardzo rozpaczali, a Bazyli bezradnie patrzył na ich
smutek. Niestety nie mógł im pomóc.
Mama Daniela dużo pracowała, żeby zarobić pieniądze na życie.
Była ciągle zmęczona i w końcu się rozchorowała. Chorowała
długo i rozzłoszczony szef zwolnił ją z pracy. Wtedy się
załamała.
– Co ja mam teraz zrobić? – spytała Bazylego, kiedy ten w nocy
przyszedł do kuchni, bo usłyszał jej płacz. – Nie mam
pieniędzy, a Daniel wyrósł z butów i ubrań. Jego klasa jedzie na
wycieczkę, a on nie może, bo nie mam z czego zapłacić. Chyba będę
musiała sprzedać ten domek. Tylko gdzie wtedy będziemy mieszkać?
Bazyli nic nie odpowiedział. Siedział i słuchał. Mama Daniela w
końcu przestała płakać i poszła spać, a wtedy on zabrał się
do pracy.
Rano Daniel i jego mama zobaczyli na stole wielki worek związany
sznurkiem. W środku było pełno pieniędzy.
– Skąd się to wzięło? – wykrzyknęła mama.
„To mój prezent dla was ”. – Daniel usłyszał w głowie
cichy, słaby głos Bazylego. – „Już nie musicie się martwić o
przyszłość. Pomogliście mi, to teraz ja pomogłem wam. To moje
pożegnanie. ”
– Jak to? Odchodzisz od nas? Dlaczego? – zapytał Daniel.
„Mówiłem ci, że jestem bardzo stary. Każdy musi kiedyś umrzeć,
i moja pora właśnie nadeszła ” – odpowiedział Bazyli.
Nie powiedział chłopcu, że każdy bazyliszek ma moc stworzenia
jakiejś rzeczy z niczego, ale może zrobić to tylko raz, bo musi
zapłacić za to własnym życiem. Nie chciał, żeby chłopiec miał
wyrzuty sumienia. Bazyli był bardzo, bardzo stary, więc wiedział,
że prawdziwa przyjaźń jest warta tego, żeby oddać za nią życie.
Piękny i wzruszająca opowieść.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń