„Latawce” przeczytałam ponad miesiąc temu, lecz nie mogłam od razu napisać o tej książce. Najpierw musiałam ułożyć sobie w głowie te wszystkie myśli, a w sercu wszystkie emocje, których Agnieszka Lis nie szczędzi swoim czytelnikom.
Bohater książki, Grzegorz, jest dla mnie uosobieniem takiego ludzkiego latawca, co popychany ruchami powietrza dryfuje bez celu, bez woli i bez nadziei na jakąkolwiek zmianę.
To nie jest chłopak z patologicznej rodziny. Ma dom, a nawet dwa domy, gdyż po rozwodzie rodziców bywa to u matki, to u ojca. Rodzice kochają go chcą dla niego jak najlepiej. A jednak czegoś tam zabrakło. Czegoś, co wskazałoby zagubionemu chłopcu sens w życiu, nauczyłoby go, jak ważne jest dawanie. Że samo tylko branie po jakimś czasie wywołuje przesyt i zabija radość.
Kilkakrotnie musiałam odłożyć książkę, żeby uporać się z uczuciami, z których na pierwszy plan wybijała się chęć porządnego potrząśnięcia rodzicami tego dzieciaka, niedostrzegającymi, że poprzez swoje działania tworzą z niego emocjonalnego kalekę.
„Latawce” to piękną książka niosąca mądre przesłanie. Dziękuję Agnieszce Lis i wydawnictwu Czwarta Strona za możliwość jej przeczytania.
Bardzo ciekawa recenzja. Kusi mnie ona coraz bardziej więc chyba przeczytam ją w najbliższym czasie :) pozdrawiam cieplutko i zapraszam do siebie www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPolecam, bo naprawdę warto :)
Usuń