„Smaki życia” to kontynuacja powieści „Zaraz wracam”, wróciłam zatem do bohaterów jak do dobrych, wypróbowanych przyjaciół i delektowałam się smakiem lektury.
Anita Scharmach ma niesamowity talent do wzbudzania w czytelniku wszelkich pozytywnych uczuć. Powinna promować się hasłem „nadzieja to moje drugie imię”.
Podobnie jak dwie poprzednie, jej trzecia książka niesie w sobie tak ogromny ładunek dobrych emocji, że powinna być przepisywana na receptę wszystkim cierpiącym na permanentnego „doła”. Każda kartka tej książki tchnie radością życia, i choć bohaterowie nie zawsze mają „z górki”, nie są bezwolnymi ofiarami działania losu. Z uporem walczą o swoje szczęście, nie przyjmując do wiadomości możliwości poniesienia porażki.
To cenna wskazówka dla tych wszystkim, którym brak wiary w siebie. Jeśli z góry zakładamy klęskę, przegramy na pewno, jeśli natomiast przegrywamy po ciężkiej walce, ta porażka ma zupełnie inny smak. Nie ma w niej goryczy i gniewu, jest za to satysfakcja, że nie daliśmy się łatwo pokonać.
Marta, bohaterka „Smaków życia”, jest wojowniczką. Walczy z przeciwnościami losu, z własnymi ograniczeniami, z traumą sprzed lat, ciągle determinującą jej „dzisiaj”. Czasami przegrywa, ale to tylko przydaje jej siły do następnego starcia z życiem, codziennie przynoszącym nowe, nie zawsze miłe niespodzianki. Całą sobą wyzywająco oznajmia światu, że „może wszystko”, i za to właśnie ją pokochałam.
Zapowiada się ciekawie, zapisuję tytuł.
OdpowiedzUsuńTo jest dryga część "Zaraz wracam". Wszystkie książki Anity są niesamowicie pozytywne, idealne na chandrę.
Usuń