Wstawiłam ot, tak, na próbę.
Benita
była
zmęczona.
Sama nie widziała,
czy bardziej pracą,
czy może
monotonią,
która ostatnio opanowała
jej życie
prywatne. Ponad rok temu zakończyła
niemający
żadnej
przyszłości
związek,
który przez kilka poprzedzających
zerwanie miesięcy
trwał
wyłącznie
siłą
przyzwyczajenia i od tego czasu z nikim się
nie spotykała.
Wszyscy znajomi mieli rodziny, ona pozostała
samotna. Po pracy wracała
do pustego mieszkania, przygotowywała
sobie coś
do jedzenia i sięgała
po książkę.
Bardzo
urozmaicone życie
– pomyślała.
- Najbardziej ekscytującą
rzeczą
jest w nim wybór wędliny
w sklepie. Szlag by to trafił,
dziadek znowu się
do mnie przyczepi, a tata dołoży
swoje!
Z
niechęcią
myślała
o zbliżającej
się
osiemdziesiątej
rocznicy seniora rodu. Gdy sześćdziesiąt
lat temu Xavier Herrera uciekał
z Hiszpanii przed prześladowaniami
frankistów, wybrał
Polskę
na swą
nową
ojczyznę,
bo wiele nasłuchał
się
od swych starszych krewnych o bohaterstwie Polaków walczących
w wojnie domowej. Ożenił
się
z Polką,
nauczył
języka,
lecz ciągle
kultywował
wyniesione z rodzinnego domu zwyczaje. Wpoił
je synowi i próbował
również
wpoić
wnukom.
Benita
westchnęła
z rezygnacją.
Według
dziadka i ojca mężczyzna
jest niekwestionowaną
głową
rodziny, jego głos
powinien decydować
o wszystkim, rolą
kobiety zaś
jest rodzić
dzieci, dbać
o dom i uprzyjemniać
życie
mężowi.
A ona niedługo
skończy
trzydzieści
cztery lata i nadal jest panną,
w dodatku nie zanosi się,
by stan ten miał
kiedyś
ulec zmianie.
Przeczuwała,
że
na urodzinach jak zwykle stanie się
obiektem krytyki wszystkich mężczyzn,
bo nawet bracia w takich chwilach stawali po stronie dziadka i ojca.
Było
tak głównie
z powodu jej pracy...
Była
już
o krok od użalania
się
nad sobą,
gdy zadzwonił
telefon. Z ulgą
oderwała
się
od dręczących
ją
myśli
i odebrała.
-
Herrera, słucham
– rzuciła
w słuchawkę.
Po
zakończeniu
rozmowy sięgnęła
po żakiet
i ruszyła
ku drzwiom. Po namyśle
zawróciła
i wyjęła
z biurka paczkę
papierosów. Wszystko wskazywało
na to, że
szybko do biura nie wróci.
Gdy
dojechała
na wskazane miejsce, od razu rzucił
jej się
w oczy tłumek
gapiów usiłujący
przybliżyć
się
do miejsca, gdzie, sądząc
po obecności
policjantów, znajdowały
się
zwłoki.
Wyminęła
tę
zlatującą
się
jak sępy
publiczność
i zaczęła
schodzić
po łagodnym
zboczu ku brzegowi rzeki.
-
Idzie Duce – usłyszała
nieprzeznaczoną
dla jej uszu uwagę.
-
Sto razy ci mówiłam,
żebyś
doszkolił
się
w historii – zwróciła
się
do sierżanta
Szota, który z upodobaniem określał
ją
tym mianem. - Duce Benito Mussolini był
Włochem,
a moi przodkowie pochodzili z Hiszpanii. Nie zauważyłeś,
że
to nie jest to samo?
-
Może
i nie jest, ale masz na imię
Benita i lubisz rządzić.
Pewnie dlatego do tej pory nie znalazłaś
sobie faceta na stałe,
bo chyba tylko ostatni cienias chciałby,
żeby
go baba ustawiała.
-
Sam jesteś
cienias. Ja chcę
takiego, co nie dałby
się
ustawiać,
ale widać
prawdziwi mężczyźni
już
nie występują
w przyrodzie i zostały
same ciemięgi.
Co tu mamy?
-
Kobieta. Jest za tymi krzakami. Nie żyje.
-
Co ty powiesz? A ja myślałam,
że
tak sobie leży
i czeka na okazję!
Benita,
zła
na siebie, że
dała
się
wyprowadzić
z równowagi docinkami kolegi, wolno ruszyła
w stronę
krzaków. Znała
przecież
Michała
Szota od dawna i dobrze wiedziała,
że
za jego uwagami nie czai się
złośliwość.
Ironia i kpiny to poza, za którą
krył
się
naprawdę
dobry człowiek.
Podeszła
do przykrytego białym
całunem
ciała
i zaklęła pod nosem.
To nie była
zbrodnia w afekcie ani też
efekt bandyckiego napadu; ciało
było
upozowane w sposób sugerujący
jakieś
przysłanie.
Całun
i świeca
w złożonych
dłoniach
nasuwały
skojarzenia religijne, ale za wcześnie
jeszcze było
na wysnuwanie takich wniosków, może
okazać
się,
iż
te rekwizyty mają
zupełnie
inne znaczenie.
Pod
całunem
kobieta była
ubrana. Elegancka sukienka, na szyi złoty
łańcuszek,
stopy obute w szpilki... Obok ciała
leżała
torebka. Jeden z policjantów wziął
ją
w osłonięte
rękawiczkami
dłonie,
otworzył
i po chwili poszukiwań
wyjął
etui na dokumenty.
-
Jest prawo jazdy i dowód osobisty. Katarzyna Bielawa, zamieszkała
w Cieszynie... ulica... całkiem
niedaleko stąd
mieszkała.
Są
karty bankomatowe, dowód rejestracyjny samochodu... - policjant
zamilkł
i zaczął
ponownie przeglądać
torebkę.
- Kluczyki od samochodu, pęk
kluczy, portmonetka... - znów urwał
i przeliczył
pieniądze.
- Ponad tysiąc
w gotówce – stwierdził
i odłożył
portmonetkę
do torebki.
-
Czyli rabunek możemy
wykluczyć
– usłyszała
Benita tuż
za sobą.
Nie musiała
się
oglądać,
by wiedzieć,
kto to powiedział,
zbyt dobrze znała
ten intensywny, piżmowy
zapach wody kolońskiej.
Nie znosiła
go, lecz przez ostatnie kilka miesięcy
ciągle
atakował
jej zmysł
powonienia. Już
miała
się
odezwać,
gdy obok pojawił
się
niezawodny Szot.
-
A gdyby nie miała
torebki, to podejrzewałby
pan napad rabunkowy? Słusznie,
rabusie zawsze mordują,
potem nakrywają
swą
ofiarę
białą
płachtą
i wkładają
jej świecę
w dłonie.
Taki już
wymóg tego zawodu!
Miażdżąca
pogarda w głosie
sierżanta
sprawiła,
że
policzki podkomisarza Grudy pokryły
się
rumieńcem.
Pół
roku temu przeniósł
się
do Cieszyna i już
pierwszego dnia komisarz Benita Herrera wpadła
mu w oko. Najpierw próbował
zwrócić
jej uwagę
na siebie subtelnymi sposobami, a gdy to zawiodło,
zaczął
robić
wszystko, by jak najczęściej
przebywać
blisko niej. Niestety to również
nie przynosiło
żadnych
rezultatów. Benita ostentacyjnie go lekceważyła,
a takie wpadki, jak ta sprzed chwili, nie dodawały
mu splendoru.
-
Co pan tu robi, podkomisarzu? - Herrera dopiero teraz odwróciła
się
w stronę
Grudy.
-
Myślałem,
że
może
się
przydam – odpowiedział,
patrząc
na nią
z jakimś
psim oddaniem w oczach.
Na
widok tego spojrzenia wstrząsnęła
się
z niechęcią.
Dla kogoś
podobnie patrzącego
straciła
blisko rok życia
i nie zamierzała
powtarzać
swojego błędu;
miała
serdecznie dość
mężczyzn,
którzy w silnej kobiecie szukają
oparcia dla własnej
słabości.
-
Mylił
się
pan – odparła
krótko. - Proszę
wracać
do swoich zajęć,
tutaj nie jest pan potrzebny.
Jakby
zapomniawszy o jego istnieniu, Herrera odwróciła
się
doń
plecami i zaczęła
rozmawiać
z sierżantem
Szotem. Gruda postał
jeszcze chwilę,
wreszcie powoli zaczął
się
oddalać.
-
On się
w tobie kocha – stwierdził
Szot po odejściu
podkomisarza. - Łazi
za tobą
jak cień.
-
Nie znoszę
takich facetów! Dobrowolnie robią
z siebie podnóżek,
a potem się
dziwią,
że
kobiety ich nie szanują.
To nie chłop,
tylko guma z kalesonów!
Benita
machnęła
ręką;
odgradzając
się
tym gestem od Grudy i jemu podobnych, ponownie skupiła
uwagę
na zwłokach.
Kobieta była
atrakcyjna i zadbana. Rude włosy
miała
starannie ułożone,
paznokcie rąk
i nóg pomalowane seledynowym, dopasowanym do koloru sukienki
lakierem. W okolicach lewej piersi widniała
wielka krwawa plama.
-
Mam złe
przeczucia – odezwał
się
Michał
Szot. Pokiwała
głową.
-
Ja również.
Ona nie ma na sobie majtek, a ubranie nie jest na tyle obcisłe,
by nie dało
się
pod nim zmieścić
bielizny. Dziwne. Nie słyszałam
o przypadku, by przy morderstwie po gwałcie
występowało
również
układanie
ciała
w jakieś
specjalnej pozie. Boje się,
że
to robota jakiegoś
świra,
a tacy lubią
się
powtarzać.
-
Ciekawe, co tu robiła?
- zastanawiał
się
Michał.
- Myślisz,
że
przyszła
z nim dobrowolnie?
-
Nie mam pojęcie,
na obydwa pytania. Mam zamiar dowiedzieć
się,
czy nie widział
jej przypadkiem ktoś
z tego pubu powyżej
– Benita wskazała
lokal usytuowany w pobliżu
miejsca zbrodni. - Podobno mieszkała
niedaleko, więc
raczej nie przyjechała
samochodem. Myślę,
że
była
z kimś
umówiona, bo po co by tu przyszła?
W okolicy nie ma żadnych
sklepów ani instytucji, poza tym ubrała
się
elegancko, zadbała
o fryzurę
i makijaż...
Moim zdaniem przyszła
się
z kimś
spotkać,
a do tego pub jest bardziej odpowiedni niż
brzeg rzeki. Idziesz ze mną,
czy zostajesz?
-
Nie ma sensu zostawać,
niczego więcej
się
tu nie dowiemy. Idę
z tobą.
W
pubie zastali właściciela,
który wyraził
daleko idącą
chęć
pomocy. Okazało
się,
że
poprzedniego dnia był
w lokalu od późnego
popołudnia
aż
do zamknięcia
i gdy tylko spojrzał
na włożone
w folię
prawo jazdy zamordowanej kobiety, natychmiast ją
rozpoznał.
-
Była
tu wczoraj, z mężczyzną.
Siedzieli tam w rogu, pod oknem – gestem wskazał
stolik.
-
O której to było?
Przyszli razem, czy też
może
poznali się
tutaj?
-
Nie, chyba znali się
już
wcześniej.
On przyszedł
koło
ósmej wieczorem, a ona parę
minut później.
Musieli się
znać,
bo gdy tylko weszła,
od razu skierowała
się
w stronę
stolika. Zapytam kelnerkę,
która ich obsługiwała,
może
coś
słyszała,
bo akurat wtedy podawała
mu kawę.
-
Będziemy
chcieli później
porozmawiać
z tą
kelnerką,
teraz proszę
o pana opinię.
Jak przebiegało
to spotkanie? Domyśla
się
pan jego powodów?
-
Chodzi pani o to, czy była
to randka? - mężczyzna
zastanowił
się,
potem potrząsnął
głową.
- Nie sądzę,
bardziej wyglądało
mi to na spotkanie w interesach. Tam nie iskrzyło,
brakowało
tych specjalnych gestów, spojrzeń...
wie pani, co mam na myśli?
Benita
skinęła
głową
na znak, że
rozumie i pomyślała
melancholijnie, że
to cud, iż
jeszcze nie zapomniała.
Jeszcze trochę
i będzie
musiała
prosić
o dokładniejsze
tłumaczenie...
-
Jak długo
przebywali w lokalu?
-
Wyszli przed dziewiątą.
Nie wiem dokładnie,
o której, bo byłem
na zapleczu, ale gdy o dziewiątej
wróciłem
na salę,
ich już
nie było.
Beatka powinna wiedzieć,
przecież
musieli przed wyjściem
uregulować
rachunek.
-
No tak. Proszę
nam jeszcze powiedzieć,
jak wyglądał
ten mężczyzna?
-
Jak wyglądał?
Normalny facet... wie pani – właściciel
zaśmiał
się
nerwowo – kobietę
łatwiej
byłoby
mi opisać...
Miał
czarne włosy,
oczy chyba też,
w każdym
bądź
razie na pewno były
ciemne. Opalony, albo miał
ciemną
cerę,
elegancki. Myślę,
że
kobiety uznałyby
go za bardzo przystojnego.
-
W jakim mógł
być
wieku?
-
Trzydzieści
pięć,
może
trochę
więcej...
ale nie sądzę,
by przekroczył
czterdziestkę.
Może
jest na nagraniu? - zastanowił
się.
Benita
aż
poderwała
się
z krzesła.
-
Chce pan powiedzieć,
że
macie tu kamerę?
-
Mamy od niedawna, przed wejściem.
Było
kilka prób włamania,
wandalizm, no to zainstalowałem.
Zaraz sprawdzę,
czy ten gość
jest na nagraniu; powinien być,
bo tu nie ma drugiego wyjścia,
więc
musiał przejść przez te drzwi.
-
Kolega pójdzie z panem, a ja porozmawiałabym
teraz z kelnerką,
jeśli
można.
Mężczyźni
oddalili się
na zaplecze, a po chwili do Benity podeszła
ładna
dziewczyna w fartuszku kelnerki.
-
Dzień
dobry – powiedziała
nieco drżącym
głosem.
- Szef kazał
mi z panią
porozmawiać.
-
Powiedział
pani, o co chodzi?
-
Nie, mówił
tylko, że
pani jest z policji.
-
Jestem – Benita uśmiechnęła
się
uspokajająco
do zdenerwowanej dziewczyny. - Komisarz Benita Herrera. Pani pewnie
jest Beatką,
prawda?
-
Tak, ale ja nic nie zrobiłam...
-
Wiem o tym. Mam pytanie dotyczące
gości,
którzy wczoraj siedzieli przy tamtym stoliku...
Beatka
okazała
się
wspaniałym
świadkiem
i dzięki
jej spostrzeżeniom
Benita uzyskała
w miarę
dokładny
obraz. Spotkanie denatki z czarnowłosym
mężczyzną
nie było
przypadkowe i doszło
do niego z inicjatywy kobiety. Rzeczywiście
chodziło
o interesy, a konkretnie o pożyczkę,
o którą
kobieta poprosiła
swojego towarzysza. Z zeznania Beatki wynikało,
że
mężczyzna
zgodził
się
pożyczyć
kobiecie trzydzieści
tysięcy
na rozwój firmy. Jakiej, tego kelnerka nie wiedziała.
Między
kobietą
a mężczyzną
nie było
żadnego
konfliktu, wręcz
przeciwnie, Beatka odniosła
wrażenie,
że
się
bardzo lubią,
chociaż
bez romantycznych podtekstów. Wyszli razem, parę
minut przed dziewiątą.
Gdy
Szot i właściciel
pubu wyszli z zaplecza, Benita od razu wiedziała,
że
interesujący
ich mężczyzna
jest na nagraniu, Michał
bowiem uśmiechał
się
od ucha do ucha.
-
Mamy go – powiedział,
podchodząc
do stolika i pokazując
trzymany w dłoni
pendrive.
Było
już
późno,
więc
zdecydowali się
rozdzielić.
Michał
poszedł
obejrzeć
mieszkanie Bielawy, zaś
Benita wzięła
na siebie ustalenie tożsamości
mężczyzny.
Uważnie
przeglądała
nagranie. Gdy zauważyła
wychodzącą
z lokalu Katarzynę
Bielawę,
dosłownie
wbiła
wzrok w ekran monitora. Za kobietą
wyszedł
wysoki, czarnowłosy
mężczyzna.
Przystanęli
na chwilę
przed drzwiami, dyskutując
o czymś
zawzięcie.
Benita odniosła
wrażenie,
że
mężczyzna
próbuje przekonać
do czegoś
swą
towarzyszkę,
ona jednak ze śmiechem
potrząsała
głową
w geście
odmowy. Potem kobieta skręciła
w bok, poza zasięg
kamery, a on podążył
za nią.
Kim
jesteś?
- zastanawiała
się
Benita. Mężczyzna
z nagrania intrygował
ją.
Owszem, był
bardzo przystojny, ale nie w typie zadowolonego z siebie gwiazdora
filmowego, co zawsze wywoływało
w niej odruch niechęci.
On był
inny. Coś
w jego oczach i wyrazie twarzy mówiło
jej, że
życie
nie zawsze było
dla niego łaskawe
i że
pomimo nienagannego wyglądu
i niewątpliwego bogactwa wcale nie jest szczęśliwy.
-
Co oglądasz?
Dźwięk
głosu
dobiegającego
od strony drzwi tak ją
zaskoczył,
że
aż
się
wzdrygnęła.
Tak była
zaaferowana osobą
nieznajomego, iż
nie zauważyła,
że
ktoś
wszedł
do pokoju.
-
Czego straszysz ludzi? - fuknęła
bez złości.
Lubiła
Ryśka
Formana, który pracował
w policji prawie tak długo,
jak ona żyła
na tym świecie,
lecz nigdy nie dał
jej odczuć,
że
uważa
ją
za gorszą
z racji tego, że
ma mniej doświadczenia
w pracy i że
jest kobietą.
-
Słyszałem,
że
trafił
ci się
trup – powiedział,
podchodząc
bliżej.
- Domowa awantura, czy porachunki meneli?
-
Niestety ani jedno, ani drugie – odpowiedziała
smętnie.
- Wygląda
to bardziej na atak jakiegoś
nawiedzonego świra.
Kobieta wyszła
z lokalu z mężczyzną,
a teraz nie żyje.
Mam faceta na nagraniu z kamery i został
tylko drobny detal – trzeba go zidentyfikować.
Ciekawe, jak?...
-
Wiesz, że
pracuję
tu już
bardzo długo
– powiedział
Rysiek wolno. - W związku
z tym poznałem
bardzo wielu ludzi i to nie tylko tych z marginesu, więc
może
miałem
już
z nim do czynienia? Mogę
rzucić
okiem?
-
Rzucaj nawet pięcioma
oczami, bylebyś
go rozpoznał!
Benita
przekręciła
monitor tak, by Rysiek mógł
widzieć
ekran i cofnęła
nagranie do momentu wyjścia
pary z pubu. Forman w skupieniu śledził
przesuwające
się
obrazy, wreszcie wyprostował
się
i powiedział:
-
Możesz
wyłączyć
nagranie. Znam tego faceta, ale wątpię,
byś
w jego osobie znalazła
mordercę,
on nigdy nie był
kojarzony z mokrą
robotą.
-
A kto to jest? - spytała
zaciekawiona. - Ktoś
ważny?
-
W pewnym sensie tak. To jest Aleksander Podżorski
pseudonim Gojny, szef domniemanej grupy przestępczej.
-
Mówisz poważnie?
- Benita nie wierzyła
własnym
uszom, mężczyzna
absolutnie nie kojarzył
jej się
z przestępcą.
-
Jak najpoważniej.
Podżorski
mieszka i działa
w Wiśle,
a jego firma wytwarza takie małe
elektroniczne dupstwa do maszyn precyzyjnych. Zajmują
się
też
ochroną.
Od lat był
podejrzewany o różne
przekręty
podatkowe, wymuszenia, haracze, chodziły
też
słuchy,
że
zajmuje się
egzekucją
długów.
Zatrudnia bardzo ciekawych ludzi... połowę
z nich stanowią
kryminaliści,
a druga połowa
to byli żołnierze.
Forman
umilkł
na chwilę,
jakby zastanawiając
się
nad dalszymi słowami,
po czym ponownie zabrał
głos.
-
Nikt dokładnie
nie wie, jak jest naprawdę,
bo to cholerny spryciarz. W jego firmie było
więcej
różnych
kontroli, niż
u mnie wizyt teściowej,
a wierz mi, że
pobić
rekord mamusi wcale nie jest łatwo!
Trzepała
go skarbówka, UKS, ZUS, PIP, nawet ci z CBŚ-u
wzięli
go na tapetę
i nic. Nigdy niczego nie znaleźli,
chociaż
byli przekonani, że
robi przewałki
z VAT-em i dochodówką,
a połowa
jego ludzi pracuje na czarno. My próbowaliśmy
również,
dotarliśmy
nawet do osób, które potwierdzały
nasze podejrzenia o wymuszeniach i egzekucji, lecz zawsze po jakimś
czasie ludzie ci zmieniali zdanie lub tracili pamięć.
-
W takim razie facet musi być
nieprzeciętnie
inteligentny – stwierdziła
Benita nie bez podziwu w głosie.
-
Taki właśnie
jest – potwierdził
Forman. - Przy tym wszystkim ma honor i sumienie, potrafi współczuć
innym, przez co większość
przesłuchiwanych
przez nas osób w ogóle nie chciała
o nim mówić.
Zbyt wielu ludziom pomógł
w trudnych sytuacjach, by chcieli go obciążać.
- Czy
ty go aby nie podziwiasz?
-
A żebyś
wiedziała!
I nie ja jeden. Znasz Konrada Procnera, prawda?
-
Znam, przyszłam
do was niecały
rok przed jego odejściem.
Co Konrad ma wspólnego z tym Podżorskim?
-
Znają
się
od dzieciństwa
– wyjaśnił
Rysiek. - Konrad go nienawidził
z jakichś
osobistych powodów, ale mimo to zawsze twierdził,
że
wszelkie próby udupienia Gojnego to tylko strata czasu, bo facet
jest za mądry,
żeby
dać
się
złapać.
Potem coś
się
zmieniło
w ich wzajemnych stosunkach, zaczęli
nawet się
spotykać
na gruncie prywatnym i Konrad powiedział,
że
Podżorski
całkowicie
wycofał
się
z lewych interesów. Nie bardzo chciało
nam się
w to wierzyć,
więc
zaczęliśmy
sprawdzać
i okazało
się,
że
faktycznie tak jest, ALDA to teraz całkowicie
uczciwie działająca
firma.
-
Dziwna nazwa – mruknęła
Benita.
-
Tak jak wiele innych. Z drugiej strony może
nie aż
tak dziwna, Podżorski
ma syna imieniem Damian, więc
może
połączył
to imię
z własnym.
To jest najmniej istotne, ważniejszy
powinien być
dla ciebie fakt, że
nigdy nie wiązano
Gojnego z poważnymi
aktami przemocy.
-
A wymuszenia to twoim zdaniem akty przyjaźni?!
-
No nie, ale z tego, co nam wiadomo, było
w tym więcej
straszenia niż
przemocy; parę
razy zdarzyło
się,
że
ktoś
dostał
po mordzie i to wszystko. Żadnego
łamania
rąk
i nóg, ciężkiego
pobicia, używania
niebezpiecznych narzędzi...
i nigdy celem nie była
kobieta. Zrobisz, jak zechcesz – Forman spojrzał
w oczy koleżanki
– ale na twoim miejscu pojechałbym
do niego i poprosił
o wyjaśnienia
bez pochopnego oskarżania
go. Rozmawiałem
z nim wiele razy i naprawdę
nie widzę
go w roli mordercy.
-
Wspomniałeś,
zdaje się,
że
Podżorski
mieszka w Wiśle,
tak? Przecież
właśnie
Konrad jest tam teraz komendantem.
-
No tak, zapomniałem...
Masz szczęście,
droga komisarz Herrera! Pogadaj z Konradem, na pewno ułatwi
ci dotarcie do Gojnego, bo to wcale nie jest takie proste, bez nakazu
możesz
nie dotrzeć
nawet za bramę.
Powodzenia! Na mnie już
czas.
Mówiąc
to, Forman ruszył
ku drzwiom. Benita okręciła
się
z krzesłem
i uśmiechnęła
do uczynnego kolegi.
-
Dzięki
za pomoc, będę
ci winna przysługę.
-
Nic mi nie jesteś
winna. Aha, zapomniałem
cię
uprzedzić.
Mówią,
że
Podżorski
wywiera przedziwny wpływ
na kobiety, podobno już
po chwili gotowe są
wskoczyć
mu do łóżka,
tylko że
on nie wydaje się
być
tym zainteresowany. Nie żebym
pilnował
twojej cnoty, ale uważaj,
żebyś
się
nie zakochała!
Forman
wyszedł
i roześmiał
się
głośno,
słysząc
głuchy
łomot
uderzającego
w drzwi przedmiotu.
Odnoszę nieodparte wrażenie, że rozwijasz się z książki na książkę. Co ostatecznie nie jest wcale takie dziwne, ale naprawdę miło czyta się takie teksty. Nie wiem, czy będziesz to wstawiać na bloga, czy wydasz na papierze, czy może oba, ale przeczytam na 100%. Komisarz Herrera wydaje się naprawdę znakomitym materiałem na bohaterkę, no i mamy kolejny występ Konrada. Tworzysz nowe uniwersum, a ja nic tylko czekam i pochłaniam ;)
OdpowiedzUsuń~ Scatty
Planuję wysłać to na konkurs Literacki Debiut Roku, nie wiem tylko czy zdążę, bo termin upływa 15-go kwietnia, a ja mam tylko trzy rozdziały. W dodatku z dwóch nie jestem zadowolona i muszę przerobić.
OdpowiedzUsuńJakoś nie umiem rozstać się z moimi bohaterami, myślę też, że mają jeszcze coś do powiedzenia.
Śmieszne jest to, że jak pisałam Cień, to gdy mąż pytał co robię, odpowiadałam, że piszę trylogię w pięciu tomach. Jeszcze trochę i się sprawdzi.
Jestem jak najbardziej za tym, by się sprawdziło!
UsuńNo i trzymam kciuki :)
~ Scatty