Najlepszy powód, by żyć
Autor: Augusta Docher
Wydawnictwo: Znak Literanova
Rok wydania: 2017
Przeczytałam
wszystkie książki Beaty, zarówno te wydane pod pseudonimem Augusta
Docher, jak te, gdzie na okładce widnieje nazwisko Beata Majewska.
Przeczytałam nawet te, których premiera dopiero się odbędzie i podobały mi się wszystkie, mimo że zaliczają się do różnych
gatunków literackich.
Tym
razem autorka spróbowała swych sił w czymś dla niej nowym.
Chociaż new adult nie jest moim ulubionym gatunkiem, nastawiłam się
na czytelnicza ucztę, znam bowiem pióro Beaty i wiem, że się na
jej książkach nie zawiodę. Wcale mnie więc nie zaskoczyło, że
„Najlepszy powód, by żyć” od pierwszych stron ujął mnie za
serce, nie sądziłam jednak, że książka okaże się aż tak
dobra.
Podjęty
przez autorkę temat nie jest lekki. Młoda, zaledwie wchodząca w
dorosłość dziewczyna zostaje potwornie poparzona, a co gorsza,
sprawcą tej tragedii jest jedna z najbliższych osób. Dominika
doskonale wiele, że ojciec nie chciał jej podpalić, że wszystko
wydarzyło się przez głupi przypadek, lecz wiedza ta w niczym nie
pomaga. A nawet przeciwnie, gdyż do bólu i rozpaczy dołącza się
jeszcze troska o przebywającego w więzieniu mężczyznę.
Walka
o powrót do normalnego życia, a przede wszystkim walka o to, by w
ogóle chcieć dalej żyć, została przez Augustę Docher
przedstawiona w mistrzowski sposób. Dzięki temu niemal czuje się
ból poparzonego ciała, zwątpienie w skuteczność leczenia i
przemożną chęć, by raz na zawsze skończyć z tym wszystkim. Z
cierpieniem fizycznym i psychicznym, z niedającą żadnych
widocznych rezultatów terapią, z odczuwaniem czegokolwiek.
„Najlepszy
powód, by żyć” to książka nie tylko o bólu i walce z własnym
okaleczonym ciałem. To także opowieść o nadziei, która tli się
w każdym z nas, niekiedy nawet wbrew naszej woli. Dla
Dominiki takim światełkiem dającym nadzieję była miłość.
Niby
banalne rozwiązanie, lecz jakże prawdziwe! Nikt nie jest stworzony
do samotności. To właśnie obecność bliskiej osoby daje nam siłę,
by walczyć. Daje powód, by żyć.
Ale
sama miłość to jeszcze nie wszystko, trzeba jeszcze uwierzyć, że
dalej potrafi się kochać, tęsknić czy płakać. Trzeba przełamać
wewnętrzną blokadę i dopuścić do siebie te wszystkie uczucia
tłumione sztuczną obojętnością. To chyba najtrudniejsze zadanie,
gdyż najgorsza jest zawsze walka z samym sobą.
Muszę przyznać, że
pozazdrościłam Dominice tych wylanych łez, gdyż ja ciągle
jeszcze na tym polu przegrywam. Dlatego ten właśnie cytat tak
bardzo zapadł mi w serce.
„I
choć niektórym może się wydawać, że to nic cennego, jestem
szczęśliwa, że potrafię uronić łzę, gdy mi ciężko…”
Najnowsza
książka Augusty Docher jest bardzo udanym dziełem. Interesująca,
niebanalna fabuła została podzielona na „przedtem” i „teraz”,
dzięki czemu niemal równocześnie poznajemy dzieje bohaterki przed
i po wypadku. Nie można nie zauważyć ogromu pracy, jaki autorka
musiała włożyć w przygotowania. Część poświęcona pobytowi
Dominiki w szpitalu naszpikowana jest terminami medycznymi, które
jednak nie rażą nadmiarem i nie wywołują w głowie laika zamętu.
Widać wyraźnie, że Augusta Docher wiedziała, o czym pisze, i
umiała to przedstawić w sposób całkowicie wiarygodny.
Wielkim
atutem powieści są także bohaterowie. Wyraziści, z
wyeksponowanymi cechami pozwalającymi na dostrzeżenie w każdym z
nich odrębnej jednostki, są czymś więcej niż tylko książkowymi
postaciami. Po kilku stronach stają się bliskimi znajomymi.
Bardzo
ciekawi mnie, jak potoczy się dalej życie uczuciowe Dominiki. I
właśnie z tą kwestią skojarzyło mi się zaprezentowane niżej
zdjęcie. Podobno łabędzie łączą się w pary na całe życie.
Czy bohaterka też natrafiła na takie uczucie?
A dlaczego wybrałam właśnie czarne łabędzie? Otóż dlatego, że bohaterowie wcale nie są nieskalani żadnymi przywarami, nie mają w sobie tej całkowitej niewinności, zawsze kojarzącej się z bielą. Jak każdy z nas błądzą i dokonują złych wyborów. Są po prostu ludźmi.
Za
książkę gorąco dziękuję Wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz